Temat: Pogrzeb gorzałki
Pogrzeb baryłki, a nad grobem kamienny obelisk z datą, flaszką i kieliszkiem - tak w 1844 roku mieszkańcy Krzeszowa dowodzili rozstania się z piciem wódki.
Druga połowa XVIII wieku to okres pijaństwa ogarniającego galicyjskie wsie i miasteczka. Jedną z przyczyn stała się powszechna uprawa ziemniaków, których nadwyżki, podobnie jak nadwyżki zbóż, kierowano do coraz liczniej powstających gorzelni. Przybywało wysokoprocentowych alkoholi, których produkcja w porównaniu z wyrobem piwa wzrosła w tym czasie czterokrotnie. Spożycie alkoholu, mimo ubóstwa ludności, było wysokie. Liczne karczmy, do których arend dopuszczeni zostali osiedlający się po wsiach żydowscy szynkarze, oferowały wiele tzw. palonych trunków, jak gorzałka, likier, rum czy arak, będących wytworem dworskich propinacji. Wódka stanowiąca często część "deputatowego" wynagrodzenia chłopa pańszczyźnianego, pita bez umiaru stawała się przyczyną demoralizacji i zubożenia chłopów. Pijaństwo, przez długi czas postrzegane wyłącznie w kategoriach moralnych, stało się w początkach XIX stulecia przedmiotem zainteresowania światłego duchowieństwa, pragnącego powstrzymać falę szerzącego się alkoholizmu i zapobiec jego społecznym skutkom.
Promowanie trzeźwości zapoczątkowane około 1828 r. w Stanach Zjednoczonych wśród protestantów a przyjmujące formę składania zobowiązań do umiarkowania w spożywaniu alkoholu lub pełnej abstynencji, dotarło niebawem poprzez Szkocję, Irlandię, Anglię i Niemcy na ziemie polskie. Na Śląsku do akcji trzeźwości jako pierwszy porwał swoich parafian w Piekarach ks. Jan Alojzy Ficek (1843), zakładając miejscowe Towarzystwo Trzeźwości. Ruch zyskał z czasem swoich zwolenników także w Królestwie Polskim, w Poznańskiem oraz w Galicji, przenikając stąd na Węgry, Morawy i do Czech.
W Galicji ruch trzeźwości rozpowszechnił się początkowo w okolicach Wadowic, wymuszając już latem 1844 r. podjęcie przez władze austriackie jednoznacznego stanowiska wobec powstających licznie Bractw Trzeźwości. Arcyksiążę Ferdynand d´Este, gubernator Galicji, zyskując aprobatę Wiednia, zalecał tworzenie bractw jako prywatnych związków o charakterze moralnym, bez form organizacyjnych i ponadparafialnych statutów.
Gubernium wydało wkrótce ordynariatom instrukcję, która określała jak proboszczowie mogą werbować do bractw, nie posługując się jednak naciskiem i pozostawiając każdemu możliwość wyboru między ślubem pełnej abstynencji a umiarkowaniem w piciu. Przychylność Gubernium nie wynikała wyłącznie z pobudek moralnych, lecz kalkulacji - trzeźwy poddany był wydajniejszym pracownikiem i lepszym żołnierzem. Utracone zaś podatki z dworskich propinacji i szynków zrekompensować miały dochody z konsumpcji innych artykułów.
Trzeźwi spontanicznie
Instrukcje dla duchowieństwa w sprawie zakładania towarzystw wstrzemięźliwości wydali wkrótce ordynariusze diecezji tarnowskiej, przemyskiej i lwowskiej. Akcja kaznodziejska przyniosła nieoczekiwane rezultaty. Porywające kazania, w których ganiono nałóg pijaństwa, a także karcono szynkarzy i dziedziców jako bezpośrednich jego sprawców, kończyły się tłumnym wpisywaniem do ksiąg bractwa i podejmowaniem zobowiązań życia w trzeźwości. W ciągu niespełna roku w diecezji tarnowskiej śluby całkowitej abstynencji złożyło blisko 500 tys. wiernych, umiar zaś w spożywaniu alkoholu przyrzekło prawie 300 tys., co stanowiło 75 proc. diecezjan!
Religijnym aktom ślubowania towarzyszyły często spontaniczne akcje gromad manifestujących swoją niechęć do alkoholu. Przykładem były wydarzenia z 1844 r. z Krzeszowa w powiecie suskim, gdzie mieszkańcy wsi, za sprawą misji trzeźwości prowadzonych przez proboszcza ks. Barcika, postanowili "pochować gorzałkę w ziemi, żeby więcej między ludkami nie psociła, ani duszy nie dawała na ofiarę diabłowi". Uroczysta msza święta w tamtejszym kościele, w którym na marach spoczęła baryłka gorzałki okryta całunem, zakończyła się procesją na granice wsi. Tam zakopano baryłkę głęboko w ziemi, a nad grobem wzniesiono kamienny obelisk z datą i przedstawieniami flaszki i kieliszka, na dowód rozstania się raz na zawsze ze zgubnym nałogiem picia wódki. Zdarzenie to opisał w "Tygodniku Ilustrowanym" z 1862 r. Władysław Ludwik Anczyc, zamieszczając rycinę nagrobka gorzałki. Choć po pomniku nie ma dziś śladu, legenda związana z tym zdarzeniem jest żywa wśród mieszkańców tej podbeskidzkiej wioski.
Szynkarz kontratakuje
Spontanicznie deklarowana masowa abstynencja, choć początkowo przyczyniła się do widocznej poprawy sytuacji wsi i życia jej mieszkańców, doprowadziła wkrótce do napięć społecznych, które zniweczyły trud księży w walce z nałogami. Zaniepokojeni rozwojem ruchu wstrzemięźliwości i spadkiem dochodów szynkarze i propinatorzy przystąpili do kontrataku. Żydowscy arendarze karczm wmawiali chłopom, że rząd wkrótce nałoży na abstynentów dodatkowy podatek - pogłówne, mający pokryć straty w akcyzie, zaś owe wpisy w księgach bractw za sprawą zmowy panów i księży posłużą za dowód woli pozostania przy pańszczyźnie, którą zamierzał znieść chłopom rząd austriacki.
Również z dworów rozchodziły się wieści, że wstrzemięźliwość szkodzić może zdrowiu i grozić wybuchami chorób, co przy wierze w odkażające właściwości wódki, w obliczu powodzi i zaraz, jakie się przetoczyły przez Galicję w latach 1844-47, było dla chłopów przekonujące. Towarzyszyły im prowadzane przez dwory zakazy szynkowania piwa lub podwyższania jego ceny, promujące natomiast tańszą wódkę, którą dla zachęty podawano włościanom na świątecznych poczęstunkach.
Również u samych deklarowanych abstynentów, których decyzja, często nieprzemyślana i podjęta pod wpływem propagandy trzeźwościowej, wiązała sumienie przysięgą religijną, budziło się poczucie urazy do księży. Wyrazić się ona miała równie krwawo, jak wobec szlacheckich panów podczas nieszczęsnej rabacji roku 1846.
artykuł pochodzi z gazety krakowskiej