Wtorek 12 sierpnia
Budzik nie musi mnie budzić gdyż o 5g.już nie śpię.
Deszcz wali po dachu i oknach.
Andrzej też już nie śpi,mówi że musi odpocząć że chyba zrobi sobie wolny dzień(później się okazało że do Rytra i tak zawędrował ).Wstaje,szybka toaleta,pakuje plecak,łyk wody,snickers do kieszeni.
Żegnam się z kolegą Andrzejem.Myślę że jeszcze kiedyś będzie nam dane wspólnie powędrować(i zarejestruj się wreszcie na tym forum bo przecież Beskid Mały nie jest Ci obcy ).
Focia z godz.5.48 na tle schroniska nieco odbiega od tej wczorajszej wschodowej
Ruszam z kopyta i pomimo siąpiącego deszczu idzie mi się fajnie.
Szlak jest lekko zabłocony
i zamglony deczko
Nie zjadłem śniadania,wcinam więc batona i dalej na Radziejową.
Kilka minut po 7g.jestem na szczycie.
Ponieważ nikt do mnie nie dzwoni i nie mówi: Nie idź tam...to idę!
Jestem tutaj pierwszy raz.Na szczycie wieży widzę daszek.Mam więc nadzieję że i ławeczka będzie to śniadanko sobie zjem jak człowiek.Oj głupi ty,głupi...
Lezę z plecakiem na górę,ledwo się mieszcząc na tych schodkach.
U góry nie dość że piździ jak wiecie gdzie to stolika/ławeczki tyż brak
Widoki niemal jak podczas inwersji
Po minucie uciekam z tej przecudnej platformy.
U jej stóp robię sobie śniadanko.
Dzisiaj gulasz angielski z chlebkiem.
Zapijam wodą,coś słodkiego do kieszeni i ruszam dalej.
Przed Wielkim Rogaczem pogoda lekko się poprawia,przestaje padać.
Oj ten zniszczony las,katastrofa co kawałek.
Znowu zaczyna lać i to zdecydowanie mocniej.
Pojawia się gęsta mgła a tuż przed Niemcową doskakuje do mnie sfora dzikich psów.
3 duże i 3 małe ujadają jak diabli,jeden do mojej nogi podbiega.
Generalnie nie boję się psów ale w tej sytuacji całkowicie zgłupiałem
Czytałem w necie w kilku relacjach z GSB o dzikich psach w tym rejonie.
Zobaczyłem i uwierzyłem.
Ze stoickim spokojem postanawiam się wycofać a że w prawo odchodzi droga do Chatki pod Niemcową idę właśnie w tym kierunku.Po 500metrach psiska odpuszczają i wycofują się.Czekam jeszcze około 10 minut i wracam na czerwony.
Czworonogów już nie ma.Może tylko mi się wydawało,może sobie to wymyśliłem?
Prawda jest taka że dość mocno się tym podenerwowałem.
Na szczycie Niemcowej robię sobie focie i ruszam do...Piwnicznej
Teraz już wiem jak łatwo w stresie popełnić błąd
I tak idę sobie żółtym szlakiem który dla mnie normalnie jest czerwonym.
Dopiero po jakimś kilometrze,przy foceniu grzybków,orientuję się że chyba coś jest nie tak.
Orientuję się ale i tak brnę dalej ,dopiero przy kapliczce odpuszczam.
Wiem że muszę wracać na Niemcową(ze sto parę metrów przewyższenia).
Wzrok przy kapliczce mówi sam za siebie
Oj tam,oj tam przynajmniej ładną kapliczkę odwiedziłem i sfociłem.
Wracam biegusiem i od tej pory śledzę znaki niczym Jolanta w godzinach słabości
Na zejściu do Rytra mijam szereg urokliwych polanek.
Pilnie studiuję mapę a mój anioł stróż robi mi zdjęcie
Na szlaku jest mnóstwo grzybów,co kawałek prawdziwki.
Nikt ich nie zbiera bo niby kto miałby to robić?
Grzybiarze pojawiają się dopiero za Kordowcem.
Szlak zaczyna schodzić ostrzej w dół.W dole dostrzegam pierwsze zabudowania Rytra.
Przy kapliczce na Padlówce robię sobie mały popas.
Ściągam buty i zakładam sandały.
Wędruję w nich przez kolejnych 5 km a stopy są mega szczęśliwe.
Schodzę w dół bardzo sprawnie.
Jest kwadrans po 12g jak melduję się w Rytrze.
Trza zaliczyć spożywczaka.
Na przystanku robię sobie spóźnione drugie śniadanie,zapijam jogurtami i ruszam na Cyrlę na coś dobrego na obiad.
Wszak to prywatne schronisko jest znane ze świetnej kuchni.
Poprad dzisiaj brązowiutki płynie.
Niestety w tym miejscu muszę się pożegnać z sandałkami.
Zakładam buciory i ruszam ostro do góry.
Kto lazł tym odcinkiem to wie że jest krótki ale ostry jak papryczka chili
Jestem mokrusieńki ale już po pół godzinie jestem na wiersycku.
Stąd do schroniska to już tylko kawałek przyjemnego wędrowania.
Oglądam się za siebie.Przed chwilą tam byłem.
Dochodzę do Cyrli,nowej,rozbudowanej.Pięknej?
Długo w trawie czyszczę buty ale i tak towarzystwo zerka na mnie z...politowaniem? A może mi się wydaje.
Grzebią w smartfonach,przeglądają newsweeki.Góry napewno też kochają.Wszak każdy kocha inaczej
Obsługa i szefostwo pierwsza klasa.Żaden z nich nie zioro po moich butach,pytają skąd i dokąd idę.Czy czegoś mi nie potrzeba.Zamawiam kiełbasę po łabowsku za 15zł i złocistego kasztelana za 7 albo 6 zeta.Zapomniałem
Jedzonko wyśmienite.Odpoczywam z pół godziny i ruszam dalej.
Po sezonie musi tu być pięknie i klimatycznie...
Muszę kiedyś wrócić na Cyrlę na nocleg.
Reszta trasy na Łabowską mija mi bardzo przyjemnie.
Spotykam kilka osób ale nie plecakowców,raczej rodziny z dziećmi.
Fajnych kapliczek trochę.
Polanki też całkiem przyjemne.
I wreszcie...pierwszy widok na Beskid Niski
Do schroniska na Hali Łabowskiej dochodzę o 17.30
Też mam taką focie
Rozgaszczam się w pokoju ,biorę prysznic.
Później trochę szlajam się po okolicy.Zaczyna kropić więc uciekam do jadalni.
Zamawiam tradycyjny żurek.
W schronisku jest około 10 osób i 2 duże psy.
Te jednak są mega urokliwe,niczym nie przypominające tych spod Niemcowej.
Dyskutuję z turystyczną bracią jakąś godzinkę po czym udaję się do pokoiku.
Jutro koniec wędrowania i odcinek tylko 20km,budzenie ustawiam więc na 6.
cdn
Tam na dole zostało wszystko to co cię męczy,patrząc z góry wokoło świat wydaje się lepszy. <KSU "Za mgłą">