Całą
dolinę wraz ze stawami należy oglądnąć z satelity. Najpierw mapę, przy
dużym powiększeniu na stawach są ich nazwy, potem przejść na widok,
który daje wszystkie szczegóły. Znakomicie widać wyschnięty staw, takie
dwa małe brunatne oczka na północ od Kurtkowca, w odległości 75 m, jako
piarg wśród kosówki. Widać też zarastanie Litworowego Stawu opisane
przez nene. Prezentacja tematu bardzo ciekawa, przyjemnie się czyta.
Myślę, że to nie koniec tematu i nena jeszcze da stawy widoczne tylko z
podejścia na Kościelec. Chodzi o Zadni Staw Gąsienicowy.
Dwie uwagi, raczej uzupełnienia. Ryby w tatrzańskich stawach nie
podejmują pokarmu danego przez ludzi. Pomimo, że woda jest krystalicznie
czysta, mają wielką obfitość pokarmu. To za sprawą niezliczonych
owadów, które z różnych powodów lądują na wodzie. Ładnym widokiem jest
oglądanie, w gorący letni dzień, pojawiających sie często kółek na wodzie Zielonego
Stawu Gąsienicowego. To ryby pobierają z powierzchni owady. We wrześniu
jest taki wysyp jakiegoś owada, który ginie na Czarnym Stawie
Gąsienicowym, że wiatr zwiewa nieżywe już owady do brzegu północnego
przy morenie, które tworzą tam pas ponad półmetrowy takiej brązowawej
mazi.
Jak wszystko w Tatrach jest badane, także ryby przez ichtiologów.
Odławia się pstrągi zawsze w zimie, przez otwór w lodzie i poddaje
szczegółowemu oglądowi. Jeżeli ktoś jest wtedy nad stawem, to często
słychać krzyki: kłusownicy! bandyci! A to dla celów naukowych.
Osobnym tematem jet morena czołowa Czarnego Stawu Gąsienicowego. Obiekt
uważany za najciekawszy w Tatrach i może najpiękniejszy. Podlega ścisłej
ochronie. Przez lata był odgrodzony takim płotem z żerdek poziomych.
Nie miało to chyba sensu, tylko taki optyczny. Morenę przecina próg,
przez który wypływa Czarny Potok i przez dno doliny, Czarną Paszę, dawne
tereny intensywnego wypasu, zbliża się do Małego Kościelca, potem zaś
zakręca w stronę Żółtej Turni. Poniżej Murowańca łączy się z prawie
zawsze suchym korytem Suchej Wody i tam jest hydrofornia, która
pompują wodę do Murowańca.
Co do arcydzięgla litwora, przepiękna roślina, szczególnie w pełni wegetacji. Dawniej uprawiana jako zioło w całej Polsce. Nie pamiętam, abym spotkał tę roślinę w polskich Tatrach Wysokich. Usiłuję sobie przypomnieć, ale raczej nie. W Tatrach Zachodnich zaś jest pospolita. Obficie rośnie w Dolinie Miętusiej, ale już dość wysoko, pod Kobylarzem. Późną jesienią i wiosną sterczą wysokie, zamarłe tyczki arcydzięgla, czarne, ze zwisającymi resztkami. Widok przykry,ale odrodzą się wiosną.
Najpiękniejszy okaz widziałem wiele lat temu, gdy schodziłem z Polskiego Grzebienia lub Rohatki na Łysą Polanę. Rósł na samym progu Doliny Kaczej. Wcześniej jest Dolina Litworowa i Litworowy Staw. Stawów o tej nawie jest w Tatrach więcej. Co do nalewki, jest to kultowa w Tatrach litworówka. Mówią o niej wręcz nabożnie. Po wykopaniu jesienią korzenia, kroi się go w paski i suszy. Potem zalewa alkoholem, ale rektyfikowanym, uzyskując 40 do 60 % nalewkę. Jest typowo ziołowa, bardzo wytrawna, wręcz gorzkawa. Oczywiście piłem ją wiele razy, ale jak tu się chwalić.
Niestety natury się nie z mieni. Jak Tobi oscyluje wyłącznie w kierunku
konserwy tak ja w kierunku szczytów.
Na pierwszym i trzecim zdjęciu neny centralnie najwyższa to Świnica. Widać jej piekny pn-zach filar, oświetlony z prawej, zdjęcie robione było po południu. Po lewej stronie drugi szczyt, niewysoki, jak ząbek czosnku, to Niebieska Turnia. Tak ją opisałem parę dni temu na zdjęciu kisiela z drogi po spotkaniu przy Grocie i teraz, znad Litworowego Stawu. Nic się nie zmienia.
Przeczytałem rozprawę na temat wysokości Kamienia Karłowicza, podaną przez bansa i udowodnioną zdjęciem przez MF. Nigdy nie przypuściłbym, że będę się tym zajmował. Sprawa jest taka: MF dał zdjęcie, na którym widzimy "rubego" gazdę w odświętnym stroju, jak do kościoła. Gazda, tak na oko, może mieć, powiedzmy 160 cm wysokości, niewysoki. Sięga połowy kamienia, to mamień oczywiście urasta do wręcz kosmicznych tutaj rozmiarów 320 cm! To jest naprawdę olbrzymi kamień. Na tym się skończyło. Nie dało mi to spokoju, bo ten kamień jest raczej mały. Wystarczyło powiększyć zdjęcie i ukazały się szczegóły. "Ruby" gazda okazał się kurduplowatym szczawikiem, uczniem najwyżej I klasy gimnazjalnej, przedwojennej, która zaczynała się po trzech klasach szkoły powszechnej, a może w ogóle szkoły powszechnej. Pod cuchą ma surdut szkolny z metalowymi guzikami dwurzędowymi, ciemny.Górale odświętnie nosili, a i na co dzień, koszule białe, spięte spinką. Inne szczegóły są mniej istotne. Z pewnością było tam, z jakiegoś powodu, wielu ludzi i zawodowemu fotografowi opłaciło się tam pójść ze strojami góralskimi, zamiast z białym niedźwiedziem i porobić pamiątkowe zdjęcia. Obniża to znacznie wysokość kamienia.
Tutaj zdjęcie Mieczysława Karłowicza po wydobyciu z lawiniska. Pomimo reanimacji, nawet w ciepłej wodzie, nie wrócił do życia. Według zgodnej opinii sam podciął lawinę pomimo, że miał świadomość zagrożenia lawinowego, gdyż szedł bardzo wysoko po tym stoku. Od lat już zmniejsza się możliwość podcięcia lawiny nie idąc poziomo po stoku, lecz na dół, najlepiej pod kątem 45 stopni.