Temat: „Młodzi Tropiciele” odkrywają Beskid Mały …
W tym roku szkolnym prowadzę zajęcia przyrodnicze z grupą 8 uczniów gimnazjum w ramach zajęć dofinansowanych ze środków UE. Zajęcia noszą nazwę „Młodzi tropiciele – odkrywamy przyrodę wszystkimi zmysłami”. Muszę powiedzieć, że jest to dla mnie całkiem nowe wyzwanie i ciekawe doświadczenie. Wiele się od młodzieży uczę, wiele też muszę się nauczyć lub douczyć, żeby móc takie zajęcia prowadzić.
Wiedząc, jaki niedobór kontaktu z przyrodą ma dzisiejsza młodzież, postanowiłam niedawno zorganizować mojej grupie, swoją drogą bardzo sympatycznej ósemce młodych osób, dwudniową wycieczkę w góry. Za cel wybrałam Potrójną, z noclegiem u Ani i Rafała. Ucieszyłam się, bo od razu spotkałam się z pozytywnym odzewem wśród młodzieży na moją propozycję. Nigdy nie byli w Chatce na Potrójnej, większość również na szczycie, co mnie bardzo zdziwiło, ponieważ wszyscy mieszkają w Rzykach. W takim razie postanowiłam utrudnić zadanie, bo jak się bawić, to na całego.
Wyruszyliśmy w piątek 12 stycznia, późnym popołudniem po godz. 17.00. Było już ciemno. Niestety pogoda nam tego dnia średnio sprzyjała. Z powodu gęstej mgły, widoczność była ograniczona, w wyższych partiach gór prószył zmarznięty śnieg. Od Rafała dowiedziałam się tuż przed wyjściem, że niestety na osiedlu na szczycie jest awaria prądu i wszystkie latarnie, które oświetlały szlak nie działają. Po prostu nic nie widać. Niestety było za późno, żeby wszystko odwoływać. Postanowiłam nie odwoływać wycieczki, ponieważ teren po którym mieliśmy się poruszać, oraz miejsce do którego się udawaliśmy były mi bardzo dobrze znane … Przez 3 lata chodziłam tą trasą regularnie dwa razy w miesiącu tam i z powrotem. Zabrałam ze sobą busolę, mapę, dwa naładowane telefony, 2 latarki , czołówkę, zapas baterii, wszystkie niezbędniki, o których mi/nam nieraz mówił Staszek np. zapałki sztormowe, korę do rozpalania ognia, krzesiwo, nóż, numery tel. do wszystkich służb ratowniczych, termos z gorąca herbatą, opatrunek (a w plecaku była jeszcze wielka apteczka ) , dodatkowy polar, skarpety, a nuż komuś będą potrzebne … . Na szczęście nie były, ale lepiej nosić, niż się prosić. Okazało się więc, że mój plecak był największy i najcięższy ze wszystkich . Prawie jak na wyprawę na Camino . Ja jednak byłam spokojna, że w razie czego, mam w miarę wszystko, co może się przydać w sytuacjach awaryjnych. Mając pod opieką dzieci (na dodatek, nie własne) człowiek robi się nadzwyczaj podejrzliwy i ostrożny .
Młodzi spisali się prawie na medal. Wszyscy zaopatrzyli się (po wcześniejszych oczywiście instrukcjach) w odpowiedni sprzęt: latarki , czołówki, busole. No… , może miałabym parę uwag co do ubrania i obuwia. Nie wszyscy ubrali się tak jak prosiłam. A prosiłam również rodziców o pomoc w przygotowaniach … . No cóż … Na szczęście (ale mogło być przecież inaczej), temperatura, w której wychodziliśmy była dodatnia. Kolejnego dnia już nie było tak przyjemnie. Podczas podchodzenia było sporo błota. Ci co zabrali nie takie obuwie, jak prosiłam, trochę to odczuli. Po prostu je wybrudzili i zmoczyli. Dobrze, że trasa niedługa i można było w cieple kominka w chatce obuwie wysuszyć.
Ruszamy w gęstej mgle z pętli w Rzykach Praciakach. Jest całkiem przyjemnie, bezwietrznie, nawet ciepło. Podchodząc mgła coraz bardziej gęstnieje, jest dużo błota. Trzeba szukać miejsc, żeby się w nim nie zapadać. Latarki i czołówki bardzo się przydają. Dochodzimy do zabudowań na os. Potrójna i na tzw. Hatalówkę. Rafał miał rację – jest zupełnie ciemno, nic nie widać. Postanawiam iść na skróty przez łąkę. W tym miejscu demonstruję moim podopiecznym jak można w takich trudnych warunkach (noc, gęsta mgła) wiedząc w którym miejscu się znajdujemy, korzystając z mapy, wyznaczyć azymut na punkt, do którego mamy dotrzeć.
Dalej poruszmy się już wg wyznaczonego azymutu i wychodzimy idealnie na szczyt Potrójnej.
Powiem szczerze, że przy podchodzeniu na sam szczyt była już tak gęsta mgła, że praktycznie widzialność spadła do kilku metrów. W takich warunkach i zupełnej ciemności człowiekowi wydaje się, że chodzi po omacku, w kółko. Parę razy sama dodatkowo wyciągnęłam busolę upewniając się, czy aby idziemy w dobrym kierunku. Naprawdę się bardzo przydaje !. A ponoć miejsce było mi bardzo znane... Mając pod opieką dzieci, trudne warunki, trzeba być podwójnie skoncentrowanym i ostrożnym.
Po dotarciu do szczytu robimy pamiątkową fotkę . Niestety mgła i drobny zmrożony śnieg całkiem ją zepsuły. Stąd już tylko rzut beretem do ciepłej Chatki Ani i Rafała.
Ale dzieci jak to dzieci. Tuż przed skrętem do Chatki dwóch uczniów wpada w błotnistą kałużę tak, że moczy buty i skarpety. Na szczęście kominek blisko , ale … .
Do Chatki docieramy ok. 19.30. Ania z Rafałem i Marcinkiem już na nas czekają. Młodzieży chatka bardzo się spodobała, szczególnie poddasze, które tej nocy było dla nich w całości.
Po rozpakowaniu przyrządziliśmy sobie pyszną kolację. Próbowaliśmy smakołyków przygotowanych i wyniesionych na górę przez uczniów: krokiecików z grzybami, mufinek czekoladowych, piernika . Na kolację zjedliśmy żurek z kiełbaskami mojej roboty. Wszyscy przeżyli .
Następnie były obowiązkowe zajęcia, które były częścią naszej wycieczki, a dokładnie ćwiczyliśmy „marsz na azymut” w warunkach domowych, czyli rysowaliśmy przebieg trasy wg podanych azymutów. Młodzież pojętna, bardzo łatwo poradziła sobie z tym zadaniem .
Po zajęciach były gry, słuchanie muzyki i pogaduchy aż …. do 5 rano … Cóż, taki przywilej młodych
Noc, a właściwie poranek … , szybko minął i obudziliśmy się w prześlicznej zimowej scenerii. Za oknem nie było jednak śniegu. Wczorajsza gęsta mgła i duży spadek temperatury nocą spowodowały, że świat pokrył się szadzią. Zjawisko to było tak intensywne, że wydawało się, jakby w nocy spadł śnieg.
Po śniadaniu, ok. godz. 10.30. wyruszyliśmy w drogę powrotną. Było zimno. Ok. –8 stopni. Do tego na szczycie wiał wiatr. Oczywiście nie sposób było tego pięknego, zimowego dnia nie wyjść na szczyt, a nawet na dwa szczyty Potrójnej. Większość z dzieci nigdy na nich nie była. Wychodząc zachwycaliśmy się szadziowymi cudami przyrody.
Przy schodzeniu, na ścieżce udało nam się zauważyć piękny lód włóknisty.
Lód taki pojawia się najczęściej jesienią, wiosną lub zimą, gdy na podłożu nie ma śniegu. Woda zamarzająca w przestworach glebowych tworzy kryształy przypominające włókna lub igły, które „rosną” ku górze. Wychodzą one z gleby nawet na kilka centymetrów unosząc często jej fragmenty czy korzenie roślin. Jest to naturalny proces kształtujący rzeźbę terenu w górach. Proces ten intensywnie występował w Tatrach w czasie epoki lodowcowej na terenach, które nie były pokryte lodowcami. Dzisiaj możemy go zaobserwować często w pobliżu ścieżek czy szlaków turystycznych. Lód włóknisty niszczy strukturę gleby , przyczyniając się do jej erozji. Gleba traci zwięzłość a jej fragmenty są później przemieszczane przez wiatr lub wodę.
A potem było już tylko upajanie się pięknym krajobrazem, malowanym szadzią i szronem, aż do samego zejścia na przystanek na pętli w Rzykach Praciakach.
Młodzież wróciła może trochę zmarznięta, ale zadowolona i mam nadzieję, że trochę bogatsza w wiedzę z czego się bardzo cieszę. Ja może trochę zmęczona, ale szczęśliwa, że wszyscy cali i zdrowi dotarliśmy do domu.
Ostatnio Lasy Państwowe wydały świetną książkę – poradnik „Leśny survival”. Publikacja zawiera mnóstwo porad i wskazówek dotyczących wędrówek i obozowania w lesie i nie tylko. Jestem już w połowie czytania tej książki. Polecam wszystkim, którzy zainteresowani są tą tematyką, jak również tym, którzy na co dzień chodzą po górach. Instrukcje w niej zawarte są uniwersalne i przydatne nie tylko podczas wędrówek, ale również w codziennym życiu. Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem, w formie dialogu. Nadaje się również idealnie jako ciekawa lektura dla młodzieży. Można pobrać ją w wersji pdf. ze strony LP.
Pod obrazkiem książka w wersji PDF.
Tak nawiasem, jednym z autorów książki jest nasz Forumowicz. Może się przyzna … ? .
Ostatnio edytowany przez nena (2018-11-10 08:56:24)