Kabelek zdaje się pozostał wpięty do sprzętu grającego na chatce. Miałem go ze sobą zabrać ale... jak wychodziliśmy jako ostatni z chatki, to byłem już odrobinę "zmęczony" biesiadą od bladego świtu i "zapomniałem" Ja myślę, że nie zginie. Najwyżej jeszcze wyślę maila do Pana Tadeusza (właściciela laptoka) czy przypadkiem kabelek się u niego nie zawieruszył
A teraz króciutko o samym zlocie i imprezach mu towarzyszących
Ruszyliśmy w składzie Iskaria, Małżowinka, Renia, Djinn, Dawid i ja z Przeł. Kocierskiej niemalże równo z zachodzącym słońcem. Na Potrójną doszliśmy już dobrze po ćmoku i nie dane było nam podziwiać morza mgieł jak grupie chaszczingowej. Co było potem - wiedzą chyba wszyscy. Prezenty, upominki, życzenia, rozdanie nagród, nocna wizyta w chatce pod Potrójną, pizza, piwko, coś mocniejszego W sumie ostatni biesiadnicy, w których szeregach mogę z dumą powiedzieć, że byłem, kładą się spać coś koło 2 w nocy.
Pobudka o 7. Niektórzy marudzą i pozostają w śpiworowych ciepłych barłogach, niektórzy schodzą na śniadanie, a grupa największych desperados spaceruje sobie na szczyt podziwiać wschód słońca. A jest na co popatrzyć. Tatr co prawda nie widać, Królowa ma focha, ale za to szczyty Wyspowego i Makowskiego otula przecudny woal mgieł
Potem wspólne śniadanie, pogaduchy, w końcu przenosimy się z biesiadą na taras Nawet Babia postanawia nam towarzyszyć. Tak mija kilka leniwych godzin. Powoli pierwsze grupy zaczynają opuszczać chatkę. Na nas w końcu też czas. Z ekipą Ufoka przeskakujemy Jawornicę i schodzimy do Targanic. Widoki - cudne. To chyba tyle. Dziękuję wszystkim za ten niesamowity weekend w Beskidzie Małym. Już się nie mogę doczekać spotkania na Rogaczu w lutym
Komplet moich wypocin po kliku w obrazek poniżej
"Picie wódki, to jest wprowadzanie elementu baśniowego do rzeczywistości."
Jan Himilsbach