Spotykamy się na umówionym miejscu w Suchej Beskidzkiej pod Zamkiem:

(dwaj wyjadacze na swych ryczących maszynach i popierdółka z miejsko-trekkingową dwukółką)
Sprawdzamy sprzęt, dopompowujemy koła i jedziemy przez Stryszawę w kierunku Przełęczy Przysłop (661 m). Końcówka jest pieruńsko stroma: ciężki rower ciągnie mnie w dół, żyły nabrzmiewają, zrzucam biegi na najniższe z możliwych, a Harnaś po części mnie dopinguje, a po części deprymuje, działając jak komputer pokładowy: 500 m do przełęczy, 400 m, 300 m..., 8 % spadku, 10 %, 12 %, 15 % i przypominając, że jest to najbardziej stromy podjazd na dzisiejszej trasie. Na szczęście nogi mamy jeszcze świeże, więc jedzie się nam całkiem sprawnie. W międzyczasie znudzony naszym tempem Adrian zjeżdża do Zawoi, żeby dla sportu podjechać sobie na tę przełęcz z drugiej strony. Potem to samo robi Harnaś, a ja, jak to nowicjusz, odpoczywam w okolicach Klasztoru Karmelitów na Zakamieniu i robię trochę fotek:


Potem zjeżdżamy krótkimi, stromymi serpentynami od Zawoi i lądujemy w najbardziej zatłoczonym sklepie w całej wsi, więc zakup 2 izotoników zabiera nam chyba pół godziny. W nagrodę napoczynamy też wspaniałą czekoladę Studencką (mniam).
Teraz następuje gwóźdź programu, czyli wjazd na Przełęcz Lipnicką, zwaną też Krowiarkami. Najpierw jest dość łagodnie, a potem coraz stromiej. Harnaś mnie pociesza, że to tylko 5 km i jest mniejszy spadek niż na Przysłopie, daje mi też wytchnąć przy Zbójeckiej Kapliczce na Mosornym Groniu:

ale w końcu trzeba wziąć byka za rogi i wspiąć się na najwyższą w Polsce przełęcz z przejezdną drogą (ok. 1000 m). Jedzie się bardzo ciężko, parę razy staję, koledzy znikają gdzieś w oddali, a mój „napęd” niemal pęka z wysiłku. Ja jednak nie poddaję się i „po maluśku”, dysząc jak parowóz, kręcę pedałami: prawy, lewy, prawy, lewy, prawy, lewy... Na szczęście za chwilę zjawia się Adrian, żeby mnie pocieszyć, że Harnaś wyprzedził mnie na Przełęczy „tylko” o 1 kilometr
. W końcu zjawia się też Harnaś i z taką godną asystą oraz dopingowany jak prawdziwy sportowiec dojeżdżam do przełęczy:

W nagrodę dostaję ciężki uścisk dłoni prezesa Harnasia. Potem pijemy wodę i izotoniki, kończymy pyszną Studencką i rozmawiamy z pieszym turystą, którego Harnaś mocno namawia do odwiedzenia Zamku w Suchej.
Teraz następuję mega długi zjazd do Zubrzycy Górnej, który byłby całkiem fajny, gdyby nie straszne wyboje na drodze (ja mam amortyzator, ale koledzy niestety wszystko czują na swoich nadgarstkach) oraz spore zwężenie związane z remontem drogi. Po drodze stajemy przy polanie na Ochlipowie, gdzie jest pomnik Papieża Jana Pawła II oraz cudne widoki:

W Zubrzycy skręcamy na Sidzinę, a Harnaś informuje mnie, że teraz przed nami już jest do pokonania tylko „taka jedna mała fałdka” czyli Przełęcz Zubrzycka (876 m). Hmm jakby to powiedzieć, podjazd na „fałdkę” z tej strony nie jest może jakiś specjalnie ciężki i długi, ale w nogach mam już dwie inne przełęcze i całkiem sporo kilometrów dlatego jedzie mi się nietęgo, muszę się ze dwa razy zatrzymać, ale... jakoś dojeżdżam do tej ostatniej przełęczy, na której stoi zresztą całkiem sympatyczna kapliczka:


No a teraz następuje WIELKA nagroda: dłuuuuuuugi zjazd do Sidziny z pięknymi widokami oraz ślicznym skansenem po drodze, który fotografujemy tylko od zewnątrz (właśnie go zamykają, chyba z powodu wesela) z mocnym postanowieniem, że trzeba go jeszcze kiedyś porządnie pozwiedzać:


Końcówka trasy przebiega ruchliwą drogą krajową nr 28 Osielec – Kojszówka – Maków Podhalański – Sucha Beskidzka, która nie była by może godna odnotowania, gdyby nie przykra wywrotka Harnasia na krawężniku (na szczęście chłop, mimo że potłuczony ostał się w jednym kawałku) oraz potężny korek samochodowy spowodowany „stłuczką” w Makowie Podhalańskim. I w ten sposób kółko się zamyka: koledzy się żegnają i spieszą autem do Kęt, ja zaś, czekając na pociąg, który mam dopiero o 19:40, rozpoczynam etap zwany przez niektórych „knajpingiem”. Odwiedzam więc piękną, ale strasznie drogą i dość socjalistycznie prowadzoną Karczmę Rzym:

oraz bardzo miłą Kawiarnio-Herbaciarnię „Zakątek Smaków”:

w której można kupić nie tylko wszelkie kawy i herbaty (mniam), ale też różne do nich akcesoria oraz ciastka, a jakby tego było mało, uzależnieni od Internetu mogą jeszcze skorzystać z darmowego Wi-Fi.
Pozdrawiam wszystkich, szczególnie Harnasia i Adriana, którym polecam się na przyszłość i dziękuję za uwagę Piotrek
P.S. Jeszcze jedna uwaga dotycząca kolei – jestem mile zaskoczony niedrogimi (15 zł rower + jedna osoba w jedną stronę), czystymi i nowoczesnymi składami PKP Regio kursującymi do Zakopanego i z powrotem oraz bardzo niemile zaskoczony Dworcem Kolejowym w Suchej, gdzie zarówno obsługa ("teraz nie sprzedam biletu, bo zamykam zmianę"), jak i wystrój wnętrza (socjalistyczna metaloplastyka, wszechobecny brud) zatrzymał się w czasie
(i zakonserwował, chyba w formalinie) jakieś 30 lat temu.