Temat: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

Artykuł Kazimierza Spisaka (1930-1968) opublikowany w 1967 roku.
O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

Wędrując przez jakieś okolice jako turyści natrafiamy na miejscowości, których nazwy często wzbudzają naszą ciekawość. Spotykamy interesujących ludzi, o których pragniemy dowiedzieć się bliższych szczegółów, lecz w przewodnikach turystycznych przeważnie nie znajdujemy odpowiednich informacji. Odrębności charakteru mieszkańców danych wsi i miast, różnice fizyczne i psychiczne, warunki socjalne oraz dorobek kulturalny określonego środowiska ludzkiego wykazują nieraz bardzo dawne i ciekawe pochodzenie. Przykładem mogą być mieszkańcy Beskidów, a zwłaszcza Żywiecczyzny. Każdy dobry filolog wykaże, że Żywiecczyzna stanowi granicę etnograficzną polsko-słowacko-niemiecką, że tędy szła kolonizacja walaska, że mieszkańcy mieli żywe stosunki handlowe z Węgrami. Dodajmy do tego odrębności: geograficzną i polityczną wyłączność przywilejów, a przeciętna tych wpływów może wytłumaczyć niejedną osobliwość w charakterze górala żywieckiego. "Honorny" jest obywatel królewskiego miasta Żywca. Z dziada pradziada nosi w swej krwi poczucie wyższości, dumę, upór i zawziętość. Przed 130 laty znany poeta Seweryn Goszczyński tak określił górali żywieckich: Górale są wyżsi od mieszkańców równin i fizycznie, i umysłowo, lud zręczny, pojętny, zuchwały, zacięty, straszny w wojnie prowadzonej w jego okolicach, zwący wszystkich górali-Polaków nienawistnym nazwiskiem Lachów, nieulękły, najprzystępniejszy z ludu wiejskiego propagandzie. (Memoriał do Centralizacji Polskiego Towarzystwa Demokratycznego w roku 1838). Znacznie inną opinię wyraził o nich znany etnograf S. Udziela w swej pracy Górale od Żywca: Góral tutejszy jest pracowity, ale chciwy, nieużyty, lubi pić, a o byle drobnostkę procesuje się z sąsiadami do upadłego. Łakomy na cudze, kradzieży nie uważa za złe. Mieszkaniec Żywca lubi "puchować" i górować nie tylko nad obcym. Z wyraźnym lekceważeniem odnosi się do swych najbliższych sąsiadów, np. do "flacorzy" wadowickich (przezywanych tak od flaczków - tradycyjnej potrawy odpustowej w Wadowicach) i "goroli" z Sopotni, Rycerki czy Korbielowa. Ci znów, "na odwyrtkę", nadali mu uszczypliwe przezwisko "scupoka". Warto przyjrzeć się bliżej wspomnianej kolonizacji walaskiej. Walasi byli potomkami koczowniczych pasterzy pochodzenia italskiego, którzy przez Grecję i kraje bałkańskie zawędrowali na Wołoszczyznę i dotarli na Słowację, gdzie nazywano ich "Olasami" albo "Walasami". Walasi jako pasterze i hodowcy zwierząt użytkowych zajmowali się m.in. kastracją koni. Stąd wywodzi się określenie konia: "wałach" i nazwa operacji: "wałaszenie". Pasterskie gromady Walasów często zmieniały miejsce pobytu. Z końcem XIII wieku, jak podaje dr J. Putek w swej pracy pt. O zbójnickich zamkach, heretyckich zborach i Oświęcimskiej Jerozolimie (1938 r.), pasterze walascy dotarli przez Śląsk i Słowacczyznę aż na Morawy. Wedrowali po Beskidach, o czym świadczą liczne nazwy osad walaskich na Orawie i Spiszu, wykazujące zdumiewające podobieństwo z nazwami osad w ziemi cieszyńskiej i oświęcimskiej. I tak np.: Zembrzyce w powiecie suskim odpowiadają orawskiej Zubrzycy, Lachowice żywieckie - Lachowicom orawskim, Biała (dawniej Bela), Leszczyny, Lipnik mają odpowiedniki w orawskiej Beli i Lesceniowie oraz w spiskim Lipniku. Jeleśnia, Krzeszów, Bystra przypominają słowackie: Jolesia, Kereszowce i Bystra. Wynika stąd, że te same walaskie gromady pasterskie w czasie wędrówek za paszą obejmowały tereny tak po stronie śląskiej, jak i słowackiej i oznaczały je jednakowymi nazwami. Lączność mieszkańców Beskidów z Morawami wykazują m.in. stare piosenki ludowe. Np. w jednej z nich mieszkanka Inwałdu w powiecie wadowickim, żaląc się na plotkarki zatruwające jej życie, wyśpiewuje:

Pójdę na Morawy,
będę Morawianką
Nie będę zawadzać
naszym Niwołdzankom.

Z biegiem lat pasterska ludność walaska przestała się wałęsać, osiadła na zarębkach i polanach wsi beskidzkich i zmieszała się z rolniczą ludnością tych wsi. Pozostały jednak do dziś liczne nazwiska walaskie, które świadczą, że nurt kolonizacji walaskiej w Beskidzie był silny. Andrzej Kawulják w swej książce: Valasi na Slovensku. Historicko-etnografická studia (1934 r.) podaje szereg nazwisk rodzin walaskich. Można z nimi skonfrontować wiele podobnych nazwisk mieszkańców polskich wsi i miast w Beskidzie. Oto kilka takich charakterystycznych zestawień: Brendzor - Bryndza, Burda - Byrski, Byrda od walaskiego "byrdzenia mleka", Foltian - Foltyn, Holovka - Holewka, Główka, Kandra - Kędra, Koman - Komani Pagórek w Choczni, siedziba Komanów; Olexa - Oleksy, Salaga - Talaga, Taraba - Tarabuła, Tamala - Tomala, Tomulik, Valach - Wolas, Walaszek, Walasek. Nazwiska takie, jak: Babinski, Hajos, Matejko, Malata, Matlak, Mydlarz, Polak, Ramza, Zajda oznaczają walaskich przybyszów ze wsi słowackich: Babania, Hajasowa, Matejkowa, Malatnia, Matlakowa, Midlek, Poljacy, Ramzowa, Saide. Pozostałością po pasterzach walaskich są dwa instrumenty dęte: piszczalka (dudka) zwana z walaska fujarą oraz multanka, co wskazuje, że posługiwali się nią pasterze multańscy (wołoscy). Z czasem multanka znalazła się w kolędach i pastorałkach oraz poszła w znane powiedzenie: "Możecie mi zagrać na multance", w znaczeniu: "okpiłem was, nie boję się pogrózek". Natomiast "fujara" rozpowszechniła się, ale jako przezwisko okreslające naiwnego, niezaradnego głuptasa.


uwagi:
Kazimierz Spisak nie wziął jednak pod uwagę tego, że już w 1355 roku wymienia się nazwę "Cressow", (dużo wcześniej niż na naszych terenach pojawili sie Wołosi) co po łacinie oznacza Krzeszów.

Ostatnio edytowany przez szymskim (2010-05-04 13:18:15)

2

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

Kopalnia wiedzy o mieszkańcach Beskidu Małego. Aż dziw bierze, że artykuł Kazimierza Spisaka przytoczony przez naszego szymskim nie rozpalił głów do dyskusji o żywieckich 'scupokach' i wędrownych walasach.

3

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

ciekawy artykuł smile

"Tak jak zawsze, kiedy zdarza mi się widzieć coś niebywałego, żałowałem, że nie ma ze mną miłych sercu ludzi, żeby mogli oni też swoje zatroskane oczy widokiem czystym uradować i przemyć, zasługują przecież na to nie mniej niż ja, albo bardziej"  /E. Stachura/

4

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

nena napisał/a:

ciekawy artykuł smile

nena, za przeproszeniem, pod awatarem widać ponad 500 postów, a więc rutyna i wielkość, a w temacie 'Historia Beskidu ..." komentarz dwuwyrazowy. Nie wierzę, choć widzę!

5

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

krakus powiem tak ...,  z historią u mnie na bakier więc uczę się tutaj od Was na bieżąco śledząc poruszane przez Was tematy. Wiele się tutaj ciekawego już dowiedziałam i dowiaduję. I żeby Cię trochę uspokoić big_smile dodam, że jestem już po lekturze „ Śladami kultury góralskiej w Beskidzie Małym” autorstwa zresztą naszego Forumowicza smile i świetnej pracy Cioci darkheusha o zbójowaniu na żywiecczyźnie i w okolicach. No a kolejnej porcji wiedzy dostarczył mi znowu dzisiejszy artykuł Kazimierza Spisaka wrzucony przez szymskim smile.
A ponad 500 postów jeszcze o niczym nie świadczy. big_smile

"Tak jak zawsze, kiedy zdarza mi się widzieć coś niebywałego, żałowałem, że nie ma ze mną miłych sercu ludzi, żeby mogli oni też swoje zatroskane oczy widokiem czystym uradować i przemyć, zasługują przecież na to nie mniej niż ja, albo bardziej"  /E. Stachura/

6

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

nena proponuję zrobić wywiad/ankietę z osobą starszą/sąsiadką na temat przynależności do grupy etnicznej lub tylko znajomości atrybutów góralszczyzny na Twoim terenie, jak np. strój/ubiór, słownictwo, potrawy, sprzęty domowe i gospodarskie. Wyniki opublikujmy na forum. Zapraszam Cię nena . Miłego dnia.

7

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

Propozycja krakus warta zastanowienia. Niemniej jednak, żeby taka ankieta miała jakąś wartość i jej wyniki do czegoś się przydały, wymaga wcześniej odpowiedniego przygotowania merytorycznego osoby, która ją będzie opracowywać i przeprowadzać, a także poznania badanej grupy, którą nie może być tylko jedna sąsiadka big_smile wink. Kto już przeprowadzał ankiety, to wie, o co mi chodzi wink.

Żeby ludzie potrafili się określić pod względem etnograficznym muszą znać swoje korzenie, historię swojej „małej Ojczyzny”, historię i życie swoich dziadków, pradziadków. Nasi dziadkowie, jeśli jeszcze żyją, albo rodzice, znają myślę życie swoich przodków, bo wychowywali się razem z nimi. Gorzej jest na pewno u nich ze świadomością etniczną. Mają albo ograniczoną albo błędną wiedzę na temat własnych korzeni. Sama się o tym przekonałam czytając monografię Pana Marcina Musiała. Jeśli więc nie potrafią się określić rodzice, tym bardziej nie będzie takiej świadomości w ich dzieciach.
Dzisiaj znajdą się może garstki rodziców czy dziadków, którzy opowiadali/ją dzieciom czy wnukom jak to dawniej się żyło i dzieci, które chcą tego słuchać. Nie ma co ukrywać, takie czasy. Młodzież ma dzisiaj milion ciekawszych rzeczy do robienia niż „szperanie w historii przodków” czy słuchania dziadka (nie mylić z naszym forumowym dziadkiem big_smile wink ). 
Kto ma do czynienia z dziećmi czy młodzieżą wie, jak trudno jest dzisiaj zachęcić ich do odwiedzenia np. skansenu czy izby regionalnej. Niemniej jednak należy to czynić, pokazywać, opowiadać i to różnymi środkami. Najlepszymi edukatorami są myślę Ci , którzy posiadają na ten temat konkretną wiedzę np. nauczyciele historii, poloniści, etnografowie czy autorzy książek wink. To oni mają tu myślę największe pole do popisu i misję do spełnienia. Pan Marcin Musiał pisząc i wydając swoją książkę zrobił kawał dobrej roboty. Uporządkował nam wiedzę o kulturze góralskiej w naszym regionie, której istnienie, kto czytał, w niektórych miejscach Beskidu Małego ciągle pozostaje kwestią sporną. Mamy teraz z czego czerpać rzetelne informacje. Taka książka była bardzo potrzebna.
Sama też próbuję coś robić. Może nie jest to dużo, ale zawsze coś. Wyjazdy do skansenu czy izby regionalnej są u mnie stałym punktem na liście obowiązkowych wycieczek dla uczniów. Kilka lat temu z koleżanką przygotowałam dla dzieci naszej szkoły projekt, który zakładał m.in. spotkania z ciekawymi ludźmi regionu, wyjazd do izby regionalnej, przygotowanie wystawy starych narzędzi gospodarstwa domowego, na którą dzieci same szukały eksponatów. Projekt trwał pół roku i zakończył się imprezą pod hasłem Dzień Regionalny gdzie zaprosiłyśmy m.in. przedstawicieli naszego wiejskiego społeczeństwa m.in. KGW, OSP, znanego zielarza. Razem z uczniami przygotowałyśmy wystawę starych narzędzi i naczyń, był konkurs plastyczny, regionalne stroje, potrawy i występy uczniów. Po projekcie został w szkole opracowany przez nas zeszyt z materiałami na temat naszej wsi i okolicy, jej historii i tradycji, do wykorzystania na innych lekcjach. Pozostały też piękne kolorowe albumy o naszej miejscowości wykonane przez uczniów.

Jeśli każdy z nas będzie dbał o to, żeby historię, kulturę i tradycje naszych przodków pielęgnować i przekazywać dalszym pokoleniom będzie wtedy mniej problemów z samookreślaniem etnicznym. A jest ono bardzo ważne, bo przecież pochodzenie oraz przynależność językowa i kulturowa kształtują naszą tożsamość i są naszym bogactwem.

"Tak jak zawsze, kiedy zdarza mi się widzieć coś niebywałego, żałowałem, że nie ma ze mną miłych sercu ludzi, żeby mogli oni też swoje zatroskane oczy widokiem czystym uradować i przemyć, zasługują przecież na to nie mniej niż ja, albo bardziej"  /E. Stachura/

8

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

Dziwnie trochę mi mówić, że np. jestem góralem ( choć się nie wstydzę), ale jakoś  górale  kojarzą mi się z Zakopanem i takimi miastami.

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

Nena!u nos na podholu( haj mom swoich= rodzine) zawdy godoli ze "PON"to jest haj w ......Londynie!a dyć niy u nos...  HEJ!

10

Odp: O ŻYWIECKICH "SCUPOKACH" I WĘDROWNYCH WALASACH

harnaś wołoski napisał/a:

Nena!u nos na podholu( haj mom swoich= rodzine) zawdy godoli ze "PON"to jest haj w ......Londynie!a dyć niy u nos...  HEJ!

Oki harnasiu... HEJ! wink big_smile

"Tak jak zawsze, kiedy zdarza mi się widzieć coś niebywałego, żałowałem, że nie ma ze mną miłych sercu ludzi, żeby mogli oni też swoje zatroskane oczy widokiem czystym uradować i przemyć, zasługują przecież na to nie mniej niż ja, albo bardziej"  /E. Stachura/