Beskid Żywiecki - temat niby oklepany.
Przypadkowo mój wzrok spoczął na fragmencie mapy, gdzie mnie jeszcze nigdy nie było. Słabo to wyglądało: krótka i nudna trasa po byle jakich pagórkach... ale postanowiłem zmarnować dzień na taką marną wycieczkę.
Pojechaliśmy do Świnnej koło Żywca. Stamtąd wchodzimy żółtym szlakiem na Komarnik (560), spoglądając na Wolentarski Groń (606). Egzotyczne nazwy, nie?
Jedyne czego byłem pewny, to że na szlaku nie spotkamy żadnych turystów... a tu takie tłumy. Okazało się, że to jakiś ekorajd - śladem zapomnianych smaków. "Eko" bo dzieciaki zbierały śmieci. Całkiem ochoczo.
Szliśmy tak sobie mniej więcej razem do Przyłękowa, gdzie w przysiółku Wikarówka jest małe sanktuarium. Wygląda ładnie. W środku przy wejściu zeszyt, gdzie można wpisać prośbę do Matki Bożej. Wpisy są tego typu: "Proszę o uzdrowienie z choroby alkoholowej Leszka, Tadeusza i Zdzisława Czarneckich ze Świnnej. Podpisane: Teresa Czarnecka". Kurcze. Czy jakby nie podawać nazwisk, to Matka Boża nie wiedziałaby kogo uzdrowić? Czy to jest zgodne z RODO? Wielki gruby zeszyt, a w nim setki takich intencji. Oczywiście nie wszystkie aż tak szczegółowe.
Tuż obok sanktuarium nasz ekorajd przystąpił do realizacji hasła "śladami zapomnianych smaków". Oznaczało to miedzy innymi pieczenie jajek na ognisku w glinie. Już po drodze zaproszono nas na kiełbaski. Po pierwszym razie uznaliśmy, że to tak tylko niezobowiązująco. Po drugim zaproszeniu zapytałem Ukochanej, czy może jednak dołączymy, ale wybiła mi to z głowy. Główny organizator jednak nie dawał za wygraną i capnął nas jak opuszczaliśmy kościółek i przycisnął. Trzeba było przyjąć zaproszenie. Był chleb ze smalcem, oscypki, ziemniaki, jabłka, kiełbaski, wspomniane jajka - wszystko za free. Było nawet piwo, choć ono nie za darmo. Skrzynka leżała na stoliku i było powiedziane, że każdy kto bierze piwo, ma zostawić 3 zł obok skrzynki (w ekorajdzie brało udział kilkoro dorosłych). Tobi robił za gwiazdora wśród dzieciaków. Było bardzo miło. Do tej pory nie wiem, czym zasłużyliśmy sobie, że nas to spotkało.
Napełniwszy brzuchy podziękowaliśmy za gościnę i ruszyliśmy dalej. Szlak idzie w górę, ale omija szczyt Kiczora. Uznałem, że to błąd, bo Kiczora liczy sobie aż 761 metrów i jest najwyższym szczytem jaki mogliśmy zdobyć tego dnia. Okazało się, że do tego najfajniejszym. Pod szczytem jest polanka z widokami na Beskid Śląski (Skrzyczne, Klimczok). Na szczycie jest drewniany krzyż.
Jest tam jeszcze taka ambonka. Widzicie jak bardzo Tobi chce na nią wyjść?
I wychodzi.
Schodzimy z Kiczory, wracamy na szlak. Przed nami Groń (726) i jesienne kolory.
Jastrzębica (758) - najwyższa góra na szlaku, a z niej taki widok w stronę Beskidu Małego.
Zmieniamy szlak na niebieski i idziemy w stronę Pawlackiego Wierchu, którego wysokości nawet nie podano, ale widoki na Romankę są całkiem niezłe...
Niebieski szlak schodzi do Trzebini, pod koniec porzucamy go i bezszlakowo przebijamy się w kierunku Świnnej. Dużo się tu buduje nowych domów. Moda na krasnale ogrodowe ma się dobrze
Słońce nisko, pojawiają się złote kolory.
Spotykamy jeszcze małego jeża ma środku drogi asfaltowej. Ma miękkie igły i nie umie zwinąć się w kulkę. Przenoszę go na wykoszoną łąkę obok, a on wygląda jakby zasnął. Aż się zastanawiamy, czy zdrowy. Chyba tak, bo jak go zostawiliśmy w spokoju i odeszliśmy na parę metrów, to żywo poderwał się i podreptał w swoją stronę.
Do auta doszliśmy idealnie tuż po zachodzie.
Jednak dzień nie był zmarnowany. Warto czasem wybrać się w nieznane i nieatrakcyjne pagórki