Temat: Howerla (Говерла)
Witam! Ponieważ o samej wycieczce możecie przeczytać na Picassie, więc nie będę się tutaj rozpisywał o tym jak się idzie na najwyższą górę Ukrainy i w ogóle Beskidów. Napiszę zaś co nieco o Ukrainie, którą odwiedziłem po raz pierwszy po bardzo wielu latach. Pierwszy raz na Ukrainie byłem za czasów państwa, które w skrócie nazywało się CCCP, czyli po naszemu Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, więc można powiedzieć, że o tym jak wygląda obecnie miałem zupełnie nikłe pojęcie, jechałem więc z lekkim niepokojem, że trafię w sam środek jakiegoś nieziemskiego syfu, jaki można czasem zobaczyć oglądając telewizyjne obrazki z Afryki. Tymczasem Ukraina zaskoczyła mnie zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Zacznijmy więc od negatywów - pierwszy to przejście, wąska kiszka stolcowa Europy o nazwie Medyka. Kto przekraczał, ten wie jak to wygląda, ale człowiek przyzwyczajony tylko do Schengen, gdzie granice mija się jako sympatyczne tabliczki lub słupki w polu, coś w rodzaju jeszcze jednego tyle, że nieco obco brzmiącego województwa, przeżywa szok - stoi się w wielkiej kolejce i zasadniczo właściwie nic się nie dzieje. Można stać godzinę, dwie, a nawet, jak grupa, która dojechała w połowie tygodnia, cztery godziny. Celnicy się nie spieszą - mają czas na wszystko. Nie daj Boże jednak jak znajdą niezadeklarowane papierosy lub alkohol. Ukraińców przed nami przyłapali na papierosach i przetrzepali dokumentnie, rozbebeszając autobus od góry do dołu. Drugi szok to drogi. Ta do Lwowa, którą najczęściej zmierzają zakochani w polskich kresach rodacy to jest prawdziwa zachodnia autostrada. No może nie do końca, bo brakuje jej kilku pasów, ekranów i węzłów drogowych, ale i tak jest przyzwoicie . Sajgon zaczyna się po zjechaniu z tego traktu na drogi lokalne. Weźmy najbardziej jaskrawy przykład - drogę Kołomyja - Polanica - otóż o ile u nas zdarzają się dziury to w przypadku tej drogi można powiedzieć, że zdarza się, że jest tam asfalt , a właściwie jego rozpadające się płaty. Dodajcie do tego zapadłe wsie po drodze, z ludźmi stojącym pod sklepami, którzy patrzą na przejeżdżający autobus z rozdziawionymi gębami i macie scenkę rodzajową jak z XIX-wiecznego obrazu (np. Chełmoński). Na innych nie jest lepiej - jeździ się slalomem między dziurami, a ponieważ Ukraina stoi w niejakim rozkroku między Europą i Azją i zwyczajnie nie ma pieniędzy, więc nie zapowiada się na szybką poprawę. Trzeci szok to samochody (i kierowcy). Są oczywiście piękne zachodnie limuzyny, ale wieś jeździ ciągle rozpadającymi się produktami Radzieckiego przemysłu, czyli Ładami, Moskwiczami, Zaporożcami i Wołgami. A jeździ się dość specyficznie - wyprzedza się niemal wszędzie, a często nawet na drugiego lub trzeciego. Byle szybciej do przodu. Ale jest też Ukraina pozytywna - to bajecznie piękne góry i prężnie rozwijające się ośrodki turystyczne. Jak grzyby po deszczu rosną nowe hotele i pensjonaty. W Bukowelu rozrasta się potężny ośrodek narciarski, a sklepy są pełne produktów żywnościowych, piwa i ukraińskiego kwasu. Jedyna różnica od naszych to fakt, że rzadko przyjmują karty płatnicze, więc gotówka w kieszeni to absolutna podstawa. Ba, co tu pisać - są jeszcze sklepy, gdzie podstawowym narzędziem do liczenia jest stare dobre liczydło. Ostatnia rzecz to oczywiście piękne kobiety, których jest tutaj za trzęsienie, ale o tym nie będę się bliżej rozpisywał, bo jeszcze się na mnie obrażą nasze forumowe koleżanki ("A co to, cholera, w Polsce już nie ma pięknych kobiet?" ) A zatem zapraszam do pierwszej galeryjki z Czarnohory:
Moje galerie: https://get.google.com/albumarchive/105 … source=pwa