Temat: Veľký Rozsutec na koniec wakacji
Zapatrzyłam się na Wielkiej Raczy na MF (nie mylić z naszym Forumowiczem ) i wyciągnęłam Staszka w zeszły upalny piątek na Wielkiego Rozsutca (1610 m). A co … taki mocny akcent na zakończenie wakacji … ! Mapa krywańskiej części Małej Fatry leżała już u mnie od dawana skserowana i zafoliowana. Nie wiem czy Joluś pamiętasz, jak się tam wybierałyśmy i żeśmy się w końcu nie wybrały … . Do tego miałam wydrukowaną relację piotra, który opisał swoją wycieczkę na ten szczyt.
Pogoda w tym dniu – bajka, no, może jak na górskie wspinanie trochę za gorąco, ale wolę tak niż deszcz, czy jakieś niespodziewane burze. Ja tam nie narzekałam, gorzej ze Staszkiem , bo on upałów nie lubi. Napaliłam się bardzo na tego "Rozsudzieca", a dla mnie „Rozsypańca”, bo z tak „rozwaloną” górą to się jeszcze nie spotkałam.
Wyruszamy przed południem zostawiając samochód na parkingu w osadzie Štefanová, należącej do miejscowości Terchová. Dlaczego taki wariant ? Nie chcemy na koniec dnia podchodzić Dierami do parkingu w Bielym Potoku. tzn. Staszek nie chciał, przekonując mnie do swojej wersji, bo ja byłam bardziej za sprawdzonym wariantem piotra. Jednak po całym dniu wędrówki w upale i długiego wspinania dziękowałam Bogu, że go jednak posłuchałam .
Zaczynamy od żółtego szlaku, ponieważ chciałam zobaczyć Dolné Diery. Dolné i Horné Diery wyrzeźbił Dierovy potok, który spływa spod )( Medzirozsutce, znajdującej się między Wielkim a Małym Rozsutcem. Stworzył malowniczy głęboko wcięty wąwóz, pełen załomów, wodospadów i kaskad, wąskich przejść, kotłów eworsyjnych i wszystkiego tego co woda potrafi zrobić w miękkiej skale wapiennej. Słowacy w świetny sposób zamienili to miejsce w atrakcję turystyczną instalując tu schodki, poręcze, drabinki, mostki, łańcuchy, a wszystko po to, żeby można było podziwiać to cudo przyrody i jednocześnie dobrze się bawić. I potwierdzam, niezła zabawa w tych Dierach !
Tak więc nietypowo, bo nie od podchodzenia, ale schodzenia zaczęliśmy naszą wycieczkę na Wielkiego Rozsutca. Wychodząc z parkingu przechodzimy przez osiedla Stefanowej, nad którą górują z lewej Południowe Skały, a po prawej nasz dzisiejszy cel.
Dochodzimy do )( Vrchpodžiar, a następnie do węzła szlaków Podziar (715 m n.p.m.). Słońce praży. Jest tu fajna polanka z kolibą. Robimy tu krótki postój. Zimne piwo było tym momencie jak znalazł.
Po odpoczynku udajemy się w Dolne Diery. Nie schodzimy do samej Terchovej, tylko nieco poniżej skrzyżowania ze szlakiem prowadzącym w Nove Diery.
Tam nie idziemy, wracamy do Podziaru (715 m n.p.m.) i wybieramy niebieski kolor szlaku.
Znowu znalazłam koralówkę, tym razem chyba żółtą – (Ramaria flava)
Wchodzimy w las i od tej chwili będziemy się wspinać wąwozem Horné diery, cały czas lasem, wzdłuż potoku, aż do )( Pod Tanecnicou (1186 m).
W ten sposób uniknęliśmy niemal przez cały dzień zabójczego operowania słońca, a przy tym mieliśmy przednią zabawę.
Piękny kocioł eworsyjny – naturalne jacuzzi, aż się chce wskoczyć.
Nie tylko woda i roślinki.
Padalec zwyczajny (Anguis fragilis)
Wychodzimy w końcu z lasu na łąki na )( Pod Tanecnicou. Widać stąd pięknie oba Rozsutce, a najokazalej – Mały.
Veľký Rozsutec
Malý Rozsutec
Jakieś 10 min. drogi i jesteśmy na kolejnej przełęczy – Medzirozsutce (1200 m).
Przedtem jednak udaje mi się zrobić małą sesję zdjęciową kolorowym motylom, których są tu ogromne ilości. Upodobały sobie szczególnie ostrożnia głowacza (Cirsium eriophorum), gatunek, który w polskich Karpatach zagrożony jest wyginięciem.
Rusałka ceik (Polygonia c-album)
Rusałka admirał (Vanessa atalanta)
Rusałka pokrzywnik (Aglais urticea)
ostrożeń głowacz (Cirsium eriophorum)
Z )( Medzirozsutce rozciąga się panorama m.in. na Tatry Zachodnie i Góry Choczańskie.
Jest godz. 18.00, ale słońce jeszcze mocno grzeje, nie sposób nie zatrzymać się na chwilę w tak uroczym miejscu. Kolorowe motyle latają nad głową, raz po raz siadając na czuprynach ostrożni, koniki polne głośno koncertują w wysokiej trawie, a przed nami jak na dłoni masyw Małego Rozsutca.
Ale ja chcę na duży ! .
Teraz zaczęło się dopiero prawdziwe podchodzenie. Długie i żmudne. Najpierw lasem, cały czas stromo, pod górę. Czerwony szlak jest „wyślizgany”, wystają korzenie i wyjeżdżają spod butów kamienie. Nie ułatwia to wspinaczki. Idzie się paskudnie. Na szczęście czerwone korale jarzębiny umilają tę męczącą wspinaczkę.
Dopiero po wyjściu z lasu bajkowe widoki rekompensują nam cały trud.
Ale cel cały czas wydaje się tak daleki . Pytanie … czy zdążymy przed zachodem ?
Najgorsze w końcowym odcinku zdobywania Wielkiego Rozsutca jest to, że trzeba na przemian podchodzić, a potem schodzić i tak kilka razy. To na koniec dnia, będąc już zmęczonym ciągłym podchodzeniem, jest dobijające.
Ostatnie tego dnia ciepłe promyki zachodzącego słońca .
Śliczne liliowe goryczuszki wczesne (Gentianella lutescens). Jakież to ważne, żeby wśród tego wspinaczkowego trudu znaleźć jakąś małą radość .
Zanim się stanie na samym szczycie, trzeba na końcówce pokonać kilka wyższych skałek. Pomagają łańcuchy i klamry.
Stoh (1607 m n.p.m.)
Na szczycie jesteśmy coś po 20:00. Zdążyliśmy ! . Z trzema Słowakami zachwycamy się cudownym zachodem słońca. Widoki naokoło porażają. Warto było pokonać te wszystkie trudy, żeby tu teraz być .
Nie możemy zabawić na szczycie zbyt długo. Tuż po zniknięciu słońca za horyzontem zaczyna się szybko robić ciemno, a przed nami jeszcze trudne zejście do )( Medziholie (1185 m). Zależy nam bardzo, żeby jak najszybciej zejść do przełęczy, ponieważ to będzie (o tej porze dnia) najbardziej niebezpieczny odcinek.
Bo później to już będzie (jak pisze piotr lajtowo … ). Zejście ze szczytu nie jest łatwe, ponieważ cały czas prowadzi stromo w dół, po takim samym beznadziejnym terenie jak podchodziliśmy. Wprawdzie szlak ubezpieczony jest w najtrudniejszych miejscach łańcuchami, a nawet drabinkami, ale i tak trzeba być cały czas czujnym i niezwykle uważać, żeby nie przyglebić. Do tego z minuty na minutę robi się coraz ciemniej.
Tuż przed )( Medziholie zapalamy latarki. Można więc powiedzieć, że się nam kolejny raz udało .
Co do lajtowego zejścia do Štefanovej … . Tu bym z piotrem polemizowała … .
Dla mnie ono było po prostu Paskudne, przez duże „P”. Paskudnie kamieniste, korzeniaste, błotniste i dłuuuugie . Odczułam je w nogach. Oczywiście tradycyjnie zboczyliśmy ze szlaku i to znowu na drogę zwózkową. W nocy wszystkie koty są czarne . O zgrozo … przed oczyma miałam od razu powtórkę z Wielkiej Raczy .
Ale tym razem nie było tak źle, wyszliśmy niemal idealnie w miejscu, w którym rozpoczęliśmy wędrówkę. Była godzina 22.00, kiedy gotowaliśmy sobie zupkę na parkingu . Kiedy byliśmy w domu … ? – to można już sobie policzyć … .
Plusy: dla mnie jedna z piękniejszych, aczkolwiek wymagających tras. Być może przy mniej upalnym dniu robiłoby się ją znacznie przyjemniej.
Minusy: hmm … no może ten końcowy odcinek, mam na myśli kilkakrotne podchodzenie i schodzenie, ale tylko ze względu na czas i zmęczenie, jednak widoki z tych miejsc rekompensują wszystko.
Gdybym miała powtórzyć tę wycieczkę – zrobiłabym to bez zastanowienia. Kusił by mnie wtedy bardzo Mały Rozsutec, a ciągnęło by mnie pewnie na Wielkiego .
Jeśli chodzi o Diery, dla mnie Horné dużo ciekawsze od Dolnych, ale niewątpliwie warto przejść i zobaczyć wszystkie "słowackie dziury" .
PS: Jaka szkoda, że jutro trzeba iść do pracy, buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu