Odp: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Kolejny weekend z ładną, ale burzową pogodą.
Znajomy namówił nas na Zamek Tenczyn, gdzie miała być impreza o nazwie "rekonstrukcja obrony zamku przed Szwedami".
Zamiast podjeżdżać po sam zamek, wymyśliłem oczywiście nieco ciekawszą trasę po widokowych terenach.
Natrafiliśmy na kanie - zostały pożarte na obiad w formie "kotletów".
Z mojej autorskiej trasy byłem bardzo zadowolony
A to "zielona" dzika róża. Chyba pierwszy raz zwróciłem uwagę na taką.
Zbliżamy się do zamku.
Faktycznie jest jakaś impreza. Kręcą się żołnierze i niewiasty.
Na początek przedstawianie - kto jest kto. Przede mną Szwedzi, korciło mnie, żeby zaatakować od tyłu, byłyby większe szanse na zwycięstwo.
Trochę tych wojsk się zgromadziło. Byli goście z Litwy, Węgier, Czech i Słowacji. No i oczywiście wiele drużyn z Polski.
Fajnie to wyglądało, niektóre stroje naprawdę na bogato - szlachectwo pełną gębą.
Była też artyleria. Chociaż to chyba przesada, armatki mieli takie śmieszne małe, kieszonkowe. Prowadzący zapowiedział, że będą strzelać i żeby publiczność zatkała uszy i otworzyła usta. Wyśmiałem tą prośbę w duchu.
Strzelali pojedynczo. Po pierwszym BUM byłem w szoku. Po drugim rzuciłem się pomagać Ukochanej trzymać Tobiego, na szczęście był na smyczy. Strzałów było w sumie może z 10. Tak głośnych dźwięków nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Było dosłownie widać falę uderzeniową, która nadchodzi z wielką prędkością od strony armaty i w ułamku sekundy ogarnia wszystko. Tobi oszalał, uciekliśmy stamtąd czym prędzej... a ja jeszcze długo czułem ból w uszach. Właściwie to wciąż czuję. Masakra. Sylwestrowe fajerwerki to przy tym pierdnięcia ślimaka.
Znowu jesteśmy na spokojnych łąkach.
Pełno kwiatów.
Jakiś stawek, Tobi pływa, Ukochana się opala.
Zgodnie z planem przyszła popołudniowa burza i wygoniła nas do domu.