Odp: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Jak cudnie się poszwędać!
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony Poprzednia 1 … 18 19 20 21 22 … 32 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Jak cudnie się poszwędać!
Te rejony to cieszyńskie zagłębie storczykowe w które coś co jakiś czas zaglądam. O tej porze to kwitnie storczyk blady który rośnie sobie w wielkich tłumach nie zważając na wirusa Czy widziałeś po drodze jakiegoś żółto kwitnącego w prześwietlonym lesie na Machowej Górze
Hmm... nie zwróciłem uwagi prawdę mówiąc.
W maju pewną tradycją był Dusiołek i takie kondycyjne podejście do tematu. W tym roku Dusiołek został przesunięty na inny termin. Za to na pewnym forum powstała inicjatywa pod nazwą "romantyczna 50-tka"
Start o 5:00 był uzasadniony ze względu na trasę, ale jednak to strasznie wcześnie. Człowiek się nie wyspał, jechał po ciemku, na miejscu jeszcze słonko było schowane i straszliwie zimno. Wyruszyliśmy w stronę gór, patrząc na góry którymi będziemy wracać - Równica i Lipowski Groń.
Pierwsza, największa i w sumie jedyna atrakcja wycieczki - kamień czekoladka.
Na grzbiecie spotkaliśmy słońce.
Zapowiadał się piękny dzień
Raźnym tempem zdobywaliśmy kolejne górki i nabieraliśmy wysokości.
Łąki pod Błatnią.
Parę zdjęć i grupa mi uciekła...
Jest i oficjalna fotka grupowa.
Widoki z Błatniej.
Jeszcze chwila zachwytu nad zielonymi listkami.
Klimczok. Dziwnie pusty, ale ludzie jeszcze nie zdążyli tu przyjść.
Zielona Karkoszczonka.
Pędzimy dalej. Czasy mamy lepsze niż w założeniach, wszyscy ciągle w pełni sił.
Pogoda ideał, humory cały czas dopisują. Sielanka.
Długie i strome podejście pod Hyrcę - tutaj pojawiły się u niektórych pierwsze oznaki kryzysu. Czyli jednak będzie bolało. Grupa się rozciągnęła, spotkaliśmy się na Kotarzu, gdzie miał być dłuższy postój, piwko, jedzenie - a tu wszystko zamknięte. Było czuć zmianę nastrojów.
Kolejna fotka grupowa, tym razem ze mną. Fasola i Krzysiek schodzą w dół.
Reszta ciągnie na Biały Krzyż, gdzie mamy zamiar zrobić zaległy popas w wysokim standardzie. Ludzi miliony, autami obstawiony każdy metr. Wszystko pozamykane. Uciekamy stamtąd zniesmaczeni.
No to popas będzie w Telesforówce, idziemy odliczając czas i kilometry. Chyba nikt nie zwraca uwagi jak wciąż jest pięknie.
Są widoki.
Sporo ludzi. Wiemy od nich, że przynajmniej tu jest otwarte. Robimy regeneracyjny popas. Piwo poprawia nastrój.
Ruszamy dalej. Koniec już jest wyczuwalny, ale jednak jeszcze jest daleko. Ta malutka najdalsza górka to Zebrzydka. Musimy pod nią dojść, górami - masakra.
Jeszcze jestem w stanie delektować się majową zielenią.
Grupa daje radę. Nikt nie ma poważniejszych problemów - lekkie mają wszyscy. Rozmowy schodzą na dziwne tematy. Wciąż jest śmiech, choć twarze krzywią się z bólu. Jedynie po Tobim nie widać najmniejszych oznak zmęczenia.
Przeszliśmy Równicę (na drugim planie) - wiadomo już, że damy radę.
Pora na zaspokojenie mojego kaprysu - Lipowski Groń - szczyt poza szlakiem, na którego trzeba ekstra podejść. Oczywiście idealnie, byłoby aby podeszli wszyscy, ale i tak jest dobrze - idzie połowa, a pozostali czekają na nas w dole. Co ciekawe pod górę zasuwamy tak, jakbyśmy byli w pełni sił, wręcz spragnieni dodatkowego wysiłku.
Ostatni odcinek jest płaski, miedzy polami i zabudowaniami Górek Małych.
Każdy krok na twardym asfalcie to męka. Na GPS-ach odliczamy metry. Daliśmy radę!
Dziękuje Sokołowi za ten poroniony pomysł
Przejście 50 km po górach to przesada. Taka wycieczka musi stać się zbyt męcząca. Ale warto się trochę pomęczyć, żeby człowiek sprawdził swoje limity i ograniczenia. Ukochana choć tego nie chce przyznać, jest z siebie bardzo dumna, bo dla niej to był rekord. Ja też jestem dumny z siebie, bo od 16 lat nie sprawdzałem, czy jeszcze tyle mogę - jak widać mogę.
Fantastyczna grupa! Wszyscy, którzy przyjechali tu z myślą o całości, zrobili całość. To znaczy, że nikt nie udawał kozaka - po prostu wszyscy jesteśmy kozakami
Ostatnio dość często inwentaryzuje te tereny. No kozacką tą trasę zrobiliście w waszym wieku Miło jest popatrzeć że po górach wreszcie chodzi się w grupie
Piękna "50" -siątka i jaka emocjonująca
Wycieczki, spacery kondycyjne, często teraz o nich słyszę i w miarę możliwości uskuteczniam
Moje sobotnie łąki pod Błatnią
Cieszynioki mają swoje "zagaraże", a my mamy "zabloki"
Maiło być dzisiaj pochmurno, więc odpuściliśmy góry - błąd. Choć może nie największy w życiu, bo po południu grill, to i tak nie byłoby czasu na normalną wycieczkę.
Rondo Kaczyńskich - piękne. Będzie mi go brakowało, jak po obaleniu reżimu zmienią mu nazwę
Zielono jak w górach.
Ścieżka spacerowa na Geosferę.
Pozysk konwalii, żeby w mieszkaniu pachniało i wyglądało
Niedziela miała być pochmurna i nawet deszczowa. Nie uwierzyliśmy w tą propagandę.
Pojechaliśmy powłóczyć się wokół Doliny Racławki.
Tydzień temu w górach buki biły po oczach świeżą zielenią, a wyżej jeszcze były bezlistne. Natomiast tutaj - bujna zieleń jak w środku lata.
W polach rzepakowe szaleństwo.
Obraz to nie wszystko. Jeszcze intensywny zapach, kojarzący się z miodem rzepakowym oraz dźwięk... jedno wielkie bzyczenie pszczół. Leżeliśmy w trawie przy tym polu chwilkę chłonąc to wszystko.
A to chyba zasieki na dziki, żeby nie wykopały świeżo posadzonych ziemniaków.
Nadszedł czas na pierwsze lekcje chodzenia po pieńkach. Mistrz Tobi czujnym okiem sprawdza, czy wszystkie 4 kończyny są prawidłowo ułożone na pniu. A ja sobie myślę, że to co dobre dla psa, niekoniecznie może być dobre dla człowieka
Racławka.
Nie idziemy doliną, zamykamy kółko idąc jej drugim skrajem.
Na zdjęciach tego nie widać, ale w samej dolinie ludzi był ogrom. Rano zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc na parkingu, a byliśmy wcześnie. Na koniec okazało się, że auta stoją po kilkaset metrów w obie strony wzdłuż drogi w Dubiu. Nigdy nie widziałem, żeby było tu tyle samochodów. Wszyscy idą tą samą trasą, wzdłuż doliny tam i z powrotem. My łaziliśmy dookoła, cały dzień praktycznie nikogo nie spotykając. Zastanawiam się, czemu wszyscy ludzie idą jednakowo, czemu nie wpadną na pomysł, żeby odbić na bok i cieszyć się ciszą, spokojem i przyrodą na wyłączność.
Dzisiaj rano jak się obudziłem przemknęła mi myśl, że jest niedziela. Sekundę później dotarło do mnie, że jednak poniedziałek. Mógłbym jeszcze pospać, ale wstałem, włączyłem służbowego lapka i prywatnego kompa. Na służbowym zalogowałem się gdzie trzeba wpisując 5x rozmaite hasła, a na prywatnym odpaliłem prognozę pogody. Już miałem kliknąć podpisz listę obecności "praca zdalna", ale na drugim monitorze zobaczyłem piękny dzień. No to wniosek urlopowy pyk
Pomysł gdzie pojechać przyszedł sam. Dopiero co oglądałem relację z widokowej Potaczkowej. Odpaliłem mapę, namierzyłem jakiś mało znany grzbiet na południe od Mszany Dolnej, na którym jeszcze nigdy nie byłem - Witów (723). Pasuje, a powrót przez Potaczkową. Jem obfite śniadanie, żeby była siła połazić, w międzyczasie przychodzi mail, że urlop zaakceptowany.
Parkuję w Mszanie. Klucząc między domami natrafiam na ścieżkę w górę. Wychodzę na łąki.
Tak wygląda podejście. Fajne.
Dookoła solidne góry Beskidu Wyspowego i widoki we wszystkie strony.
Luboń Wielki.
Idzie się przyjemnie, jest całkiem pusto. Słucham śpiewu ptaków i koncertu świerszczy.
Wychodzę na pierwszy szczyt Kocia Górka (602). Przede mną Spyrkowa (711).
Nie prowadzi tu żaden szlak, a na mapie nawet nie ma zaznaczonej drogi grzbietowej. Myślałem, że będę się trochę męczył przecinając pola i łąki, ale nic takiego - idzie się bardzo przyjemnie.
Tutaj jeszcze kwitną drzewa.
Najlepsze są widoki - na wszystkie strony.
Luboń Wielki i Szczebel.
Wersja z drzewem.
W kierunku Babiej. Przydałaby się lepsza przejrzystość.
Śnieżnica, Ćwilin, Mogielica, Jasień.
Luboń, Szczebel, Lubogszcz.
Lubogodzcz, Ciecień, Śnieżnica, Ćwilin.
Przede mną Witów - główny szczyt grzbietu.
Widok z Witowa na Gorce.
Schodzę z Witowa do Niedźwiedzia.
Przede mną Potaczkowa.
Końcówka zejścia nieprzyzwoicie stroma.
Rzeka Porębianka.
Stromo podchodzę na Potaczkową spoglądając na Witów.
Cóż za mądry tekst na kapliczce. Zawsze wiedziałem, że Aśki to fajne dziewuchy
Potaczkowa.
Widok na Gorce.
Tobi w swoim żywiole.
Rozpoczynam zejście w kierunku Adamczykowej.
Podejście na Adamczykową.
Potaczkowa z Adamczykowej.
Fajna malutka chatka.
Schodze do Mszany.
To był jeden z bardziej widokowych dni jakie dane mi myło przeżyć
Sobota z ładna pogodą, ruszamy w góry!
Wymyśliłem, że pojedziemy do Bystrej k. Węgierskiej Górki i przejdziemy trochę nieznanych nam zakątków B. Żywieckiego, np. Magurę Cięcińską.
Rano pogoda żyleta - chyba pierwszy raz w tym roku. Powietrze rześkie. Zieleń bujna. Wychodzimy na łąki nad zabudowaniami.
Jest cudnie!
Idziemy oczywiście bez szlaku. Łąki dosłownie spływają wodą, musiało mocno padać w nocy. Miejscami śliskie błotko. Moim zdaniem w takich warunkach przydałyby się raki, a nigdzie na FB nie spotkałem się z taką poradą.
Nabieramy wysokości. Widoki są rewelacyjne. Kotlina Żywiecka.
Klimczok. Dobra przejrzystość.
Wgchodzimy na szczyt Magury (891). Jest tu krzyż i ławka.
Ka krzyżu obraz. Widać, że oryginalne rękodzieło ludowego artysty.
Grzbiet Magury jest bardzo widokowy. Duże łąki i hale.
Grojec (3612) - wciąż niezdobyta dla mnie góra. Zastanawiam się czemu nigdy tam nie byłem. To chyba kwestia bardzo trudnej lokalizacji. Otoczona dookoła miejscowościami, które bronią do niej dostępu. No nic, może jeszcze kiedyś.
Za Grojcem Beskid Mały, a dalej, na ostatnim planie Jaworzno - widać elektrownię.
Beskid Mały - Żar i Jaworzyna.
Bielsko Biała. A dalej elektrownia i hałda w Łaziskach.
Fajny jest ten grzbiet Magury.
Otwierają się widoki na Rysiankę i Romankę.
Ale najlepsze są na północ.
Jaworzno w całej okazałości, widoczne przez przełom Soły w Beskidzie Małym. Elektrownia Jaworzno III (ta z kominem), a po prawej nowy blok energetyczny. Przejrzystość naprawdę bardzo dobra.
Schodzimy ze Skały w kierunku Słowianki. Słońce wydobyło maksimum kolorów z późnowiosennej zieleni.
Wchodzimy w znane tereny.
Dopiero na Słowiance spotkaliśmy ludzi. I to od razu tłumy, psy, dzieci, rowery, motory, quady. Można powiedzieć cywilizacja. Popijając piwko krytykowałem portal pogodowy Ventusky, który przewidywał zachmurzenie, a wychwalałem nasze meteo.pl, który prognozował pełne słońce.
I jakoś nagle znikąd pojawiły się chmury.
Tobi idzie po pieńku. Widzi już, że nigdzie nie dojdzie, ale nie ma jak zawrócić. Trudno powiedzieć ile metrów poleci w dół, bo stok jest stromy, nie widać jaką wysokość mają młode drzewa. Czy przeżyje?
Romanka. Kiedyś, te 15-20 lat temu, uważałem, że jest to najpiękniejsze miejsce w Beskidach. Wielkie usychające jodły, ich bielejące pnie, podmokłe podłoże. A do tego dalekie widoki. To był klimat.
Ale z biegiem lat usychające drzewa zaczęły pojawiać się wszędzie, ich widok nie jest już niesamowity. Romanka porosła młodnikami, które zasłoniły widoki. Wielkie stare drzewa przewróciły się i spróchniały. To już nie jest to co było - jest zwyczajnie.
Z Romanki schodzimy niebieskim szlakiem do Sopotni Małej.
Po drodze widoki na Babią.
Zachmurzenie przechodzi - znowu robi się słonecznie.
Widok w kierunku grzbietu, na który mamy wyjść z Sopotni. Tam nawet nie ma ponazywanych szczytów.
Pogoda systematycznie się poprawia, będzie ładna końcówka dnia.
W Sopotni Małej zainwestowano w lokalne szlaki i tablice informacyjne.
Podejście na grzbiet okazało się strome i wymagające.
Natomiast jak już nabraliśmy wysokości, była fajna droga grzbietowa, z lokalnym szlakiem. Cisza, spokój, śpiew ptaków.
Sympatyczny padalec.
Na koniec bezszlakowe zejście do Bystrej, które dociorało nas tak, że poczuliśmy się kompletnie usatysfakcjonowani wycieczką.
W tą niespodziewaną pogodę jaka była w sobotę grzechem byłoby nie wyjść w góry Tak się złożyło że z koleżanką wybrałem się na przeciwległe stoki robiąc emocjonującą trasę stacja Radziechowy-Wieprz, Matyska, Hala Radziechowska, Murońka z rezerwatem Kuźnie do Ostrego. Sprocket patrząc na twoje zdjęcia chyba dostrzegam siebie Co mogę powiedzieć więcej po prostu rewelacyjna przejrzystość, widoki no i powrót jak z opalenizną jak u Hiszpana
Prognozy zniechęciły do wyjazdu. Poszliśmy na mały spacer wychodząc przy pełnym zachmurzeniu, ale z nadzieją, że coś się przeczyści.
Łąki kwitną. Łubiny.
Rumianki.
Maki.
Aparat zabrałem, żeby zrobić to zdjęcie. W zeszłą niedzielą na szczycie leżała jeszcze jedna bela, robiąc idealną piramidę, ale spadła w ciągu ostatnich dni. Konstrukcja widać niestabilna. Szkoda, bo jak Tobi stał na samym czubku, to robiło to jeszcze większe wrażenie.
Niespodziewanie wypogodziło się.
Murek koło Geosfery.
To tutaj przez tydzień w marcu 2015 przychodziłem z młodym Tobim codziennie i zachęcałem go na wszelkie sposoby, żeby wskoczył na ten murek. Długo się przełamywał, aby z tego niższego przeskoczyć na wyższy. To był jego pierwszy Mount Everest.
Osiedle Sfera, koło Geosfery. Podoba nam się jego lokalizacja. Otoczone ze wszystkich stron zielenią.
W pobliżu jest nawet oczko wodne.
Wracamy do domu.
Nasze blokowisko od zaplecza również prezentuje się zielono.
Dzisiaj cały dzień upał i piękna słoneczna pogoda. Prognozy wspominały coś o burzach, ale tam gdzie się wybraliśmy ich nie było.
Brama Bolechowicka.
Co tu się wyczynia!
Cuda!
Koleś był niezły, chodził, odwracał się, siadał, wstawał... nawet spadał.
A myśmy sobie wyszli do krzyża.
I patrzyliśmy na nich z góry
A potem przeszliśmy Doliną Bolechowicką, która kiedyś była dostępna cała dla turystów, a od kilkunastu lat już nie jest, ktoś ją zagrodził, szlaki zmieniły przebieg, droga zarosła.
Magiczny Zelków zaprasza!
Park "Krzaki".
Jest tu grill - magiczny. Otwieramy, a tam 3 kiełbaski - nas też jest troje Jednak ja i Ukochana nie byliśmy głodni, więc tylko Tobi zjadł swoją jedną kiełbaskę, a dwie zostały.
Po posiłku na tor przeszkód. To specjalny tor, zaprojektowany dla piesków i misiów, bo ich obrazki były z boku.
Nowe wyzwanie. Po czymś takim Tobi jeszcze nie chodził. Trudne.
Skałki przy jaskini Wierzchowskiej.
Prehistoryczne malunki w jaskini Dzikiej.
Dolina Kluczwody.
Skałki na których są ruiny zamku. Z daleka ich nie widać.
Z bliska... no cóż. To najokazalszy fragment.
Idziemy dalej doliną. Nagle okazuje się, że przejścia nie ma. Droga zagrodzona taśmami, pełno tablic, że teren prywatny i przejścia nie ma. Czyli kolejna dolina w połowie niedostępna dla turystów. W domu sprawdzam, że sprawa świeża, z zeszłego roku. Obchodzimy ścieżką, zaliczając widokowe skałki.
Zelków.
Jednego domu strzegą siedzące nad drzwiami anioły.
Widoki w stronę Garbu Tenczyńskiego. Wieczór się zbliża - cały dzień idealna pogoda.
Picie (3 litry) skończyło nam się już w Dolinie Kluczwody i to jeszcze zanim zaczęliśmy łazić po stromych ścieżkach. Nalałem do butelki wody z rzeki, wydawała się czysta. Tą również wypiliśmy już całą. Liczyłem na sklep w Zelkowie - był zamknięty. Miałem obsesję na temat czereśni - widziałem je na drzewach, raz nawet tuż przy drodze w ogrodzie bez płotu, ale powstrzymałem się przed wchodzeniem w szkodę, bo sąsiedzi grillowali. Na sam koniec dorwałem dziką czereśnię. Nasyciłem się
Piękne te twoje wiosenne wycieczki sprocket ! Miło się czyta i ogląda .
Tobi jest niesamowity !
A ta roślinka to nie rumianek tylko jastrun właściwy. Inna nazwa to złocień właściwy.
nena, ja Ci oczywiście wierzę
A to nie jest tak, że mżna używać zamiennie?
Tu piszą, że: "W rzeczywistości jastrun ma też inną nazwę – rumianek ogrodowy".
Dzisiaj wieczorem trochę się wypogodziło. Wcześniej jak biegałem zauważyłem, że maki mocno rozkwitły, to sobie wieczorkiem zrobiłem fotograficzny spacer.
Okazało się, że byłem obserwowany.
nena, ja Ci oczywiście wierzę
A to nie jest tak, że można używać zamiennie?
Tu piszą, że: "W rzeczywistości jastrun ma też inną nazwę – rumianek ogrodowy".
może i piszą, ale powiem szczerze, że z taką nazwą się nigdy jeszcze nie spotkałam. Za to z margaretką - owszem .
sprocket73 napisał/a:nena, ja Ci oczywiście wierzę
A to nie jest tak, że można używać zamiennie?
Tu piszą, że: "W rzeczywistości jastrun ma też inną nazwę – rumianek ogrodowy".może i piszą, ale powiem szczerze, że z taką nazwą się nigdy jeszcze nie spotkałam. Za to z margaretką - owszem .
a Sulkowicach mówi sie rumianek
nena napisał/a:sprocket73 napisał/a:nena, ja Ci oczywiście wierzę
A to nie jest tak, że można używać zamiennie?
Tu piszą, że: "W rzeczywistości jastrun ma też inną nazwę – rumianek ogrodowy".może i piszą, ale powiem szczerze, że z taką nazwą się nigdy jeszcze nie spotkałam. Za to z margaretką - owszem .
a Sulkowicach mówi sie rumianek
No proszę, w Sułkowicach też rumianek . Nazwy potoczne czy regionalne są widać bardziej powszechne. Odmiana ogrodowa, jest uprawiana jako ozdobna bylina, natomiast jastrun właściwy Leucanthemum vulgare rośnie dziko na łąkach, miedzach, brzegach lasów.
Mała Fatra w przepiękną niedzielę. Wyjazd grupowy.
Dużo zdjęć, mało opisów
Fotka rozpoczynająca w pełnym składzie.
Piękne widoki mamy od samego początku.
Słowacja też się zmienia na lepsze.
Nabierany wysokości i myślę sobie, że trafił się wyjątkowo piękny dzień. Oby się utrzymało.
Pierwszy szczycik - Sokolie... i zaczyna się piwkowanie
Tobi nie pił, to mógł pozować.
Potem było monotonnie - do góry i w dół i tak na przemian.
Świetne były te trawiaste przełączki.
Sokół cieszy się, bo zrobił kupkę.
Zdobywamy kolejne pagórki.
Przejrzystość - letnia.
Las cudny!
Rozsutec przygląda nam się z boku.
Główna grań coraz bliżej.
Tam już jest więcej ludzi.
Wciąż te podejścia... a nóżki bolą.
O Jezusie, jak tu pięknie!
Zdobyliśmy Wielki Krywań - pogoda wciąż idealna i wygląda, że tak już zostanie.
Siedzimy i patrzymy.
Oficjalna fotka grupowa.
Można schodzić - na piwo
W chłopakach, których żony zostały w dole, pod wpływem paru piwek zaczęły buzować hormony. Za kim oni się tak oglądają?
Za dziewczynami!
Co oni tam sobie musieli wyobrażać... to tylko oni mogą napisać
Wracając do górskich widoków...
Zielono-błękitno fatrzańskiej bajki ciąg dalszy.
Rozsutec coraz bliżej.
Trzeba jeszcze zejść z Południowego Gronia.
To zejście dało nam popalić. No to piwko...
Pozostała jeszcze formalność, ostatni odcinek. Mieliśmy do wyboru, albo stokiem narciarskim, albo zamkniętym szlakiem. Ukochana powiedziała, że stokiem już nie pójdzie, reszta ekipy też się do tego nie paliła, a ja stwierdziłem, że przecież nie będę tym, który przemówi głosem rozsądku.
Poszliśmy więc zamkniętym szlakiem. Podziwialiśmy dorodne borowiki. A ja opowiadałem moje przygody z dawnych lat, kiedy też chodziłem zamkniętym szlakiem i kończyło się to tragicznie.
Pojawiło się trochę trudności.
W tym miejscu czułem lekki niepokój.
Ale potem okazało się, że jest tylko pięknie!
Takim romantycznym zamkniętym szlakiem jeszcze nie szedłem.
Na dole byliśmy wszyscy bardzo zadowoleni, a najbardziej Sokół.
Dopiero przeglądając zdjęcia zobaczyłem co on dokładnie tu robi
Oficjalna fotka kończąca.
Podsumowując.
Wycieczka spontaniczna, ale takie bywają najlepsze. Dla nas trochę męcząca, 6 godzin w aucie, 12 godzin łażenia, ale tempo było spokojne, był czas na podziwianie widoków, rozmowy, żarty i kontemplację otoczenia. Pogoda ideał - rzadko się zdarza, żeby w takich ciut wyższych górach było tyle słońca i jeszcze te białe obłoczki pozujące do zdjęć. Bardzo mi się też podobało zakończenie - taka kropka nad "i", lekki stresik, akcent. Wszystko było w idealnych proporcjach.
Jak cudnie, że wracają "konkretne" wycieczki
W sobotę, przed Fatrą, nabieraliśmy sił nad wodą. Byliśmy połazić nad Zbiornikami Pogoria w Dąbrowie Górniczej. Właściwie zdążyliśmy tylko obejść dookoła największy z nich - Pogoria IV.
Jego wschodni brzeg dostarczył wielu atrakcji. Jest bardzo dziki, piaszczysty, o nierównej linii brzegowej.
Wielokrotnie trzeba było się przeprawiać przez kanały tak głębokie, że Tobi musiał płynąć.
Spotykaliśmy tam wędkarzy, zagubionych rowerzystów u kresu wytrzymałości psychicznej, kulturalnych naturystów oraz sporo aut terenowych. Na szczęście w przeważającej większości spotykaliśmy dziką przyrodę.
Pierwszy raz w życiu widziałem rosiczkę. Zaskoczyła mnie swoimi rozmiarami - bardzo mała roślinka.
Dotarliśmy w bardziej zaludnioną okolicę. Tutaj był już prawdziwy armagedon terenówek (nie wiedziałem, że w Polsce tyle ich jest). Oprócz plażowiczów, który dojeżdżali tylko nad wodę, jeździły też jakieś zorganizowane kluby offroadowe i chyba nawet legalnie bo wyglądało, że wożą ludzi za kasę w ramach atrakcji, a policja, która też była na miejscu tolerowała to wszystko. Były też quady, motory, na wodzie skutery i motorówki - jednostajny ryk wszelkich silników. Było też dużo ludzi, którym to wszystko nie przeszkadzało.
Od zachodniej strony brzeg jest bardziej cywilizowany.
W tle Huta Katowice.
Była też taka atrakcja. Odrzutowa deska latająca.
Na koniec jeszcze kilka kadrów przyrodniczych.
Pogoria IV ma ok 6 km długości, czyli obejść ją, to wychodzi ok 15 km.
Kiedyś jeszcze musimy tu wrócić i zwiedzić pozostałe 3 zbiorniki.
W ostatni weekend pogoda dopisała. W ten mają być rekordowe opady.
Pytanie: Jak żyć?
Odpowiedź: spontaniczny urlop w piątek
Mamy ochotę na jakiś mało ambitny cel i leniwe chodzenie.
Jedziemy do Trzebuni w Beskid Makowski. Plan jest powłóczyć się po mało znanych nam rejonach. Parkujemy przy zielonym szlaku i idziemy na północ. w pasmo Babicy.
Kolory są już całkowicie letnie.
Mimo poranka skwar konkretny. Pierwsze podejście męczy jakoś bardziej niż powinno.
Widok wstecz na pasmo Koskowej Góry. Tamtędy będziemy wracać. W planach zdobycie Kotonia - z lewej.
Wchodzimy w dużo chłodniejszy las, dochodzimy do czerwonego szlaku, zmieniamy kierunek na zachodni i idziemy... idziemy... idziemy... nic się nie dzieje, żadnych widoków, nie ma wiatrołomów, nie ma wycinki, nie ma polanek, nudy. Nie będzie to nasz ulubiony szlak.
Przy kapliczce Św. Huberta robimy dłuższy postój na leżenie na ławeczkach. Błogie lenistwo.
A potem schodzimy bez szlaku w dół, trzymając się linii wysokiego napięcia. Są otwarte przestrzenie, są widoki - Kotoń skrajnie z lewej.
Gorąc nie do opisania. Kolejny postój, tym razem nad urokliwym potokiem.
Najprzyjemniejszy moment dnia - chłodzenie jajek.
Idziemy dalej. Bezszlakowe podejście na przełęcz Dział.
Na przełęczy wypasiona kapliczka. Widać lud tutaj religijny.
Będąc w takim miejscu zawsze zastanawiam się co czuje osoba, która się nim opiekuje.
Kontynuujemy wędrówkę żółtym szlakiem na wschód. Znowu gęsty las i brak widoków.
W lesie krzyż partyzantów z AK. Spotykamy takich krzyży kilka.
Miejsca te są zadbane. Widać lud tutaj patriotyczny.
W okolicach Jaworzyńskiego Wierchu robi się ładniej. Las jest rzadszy, bardziej zielony.
Namawiam Ukochaną na wydłużenie wycieczki o wysoko położony przysiółek Zawadka.
Upał zelżał, dochodzi 18:00, okolica widokowa.
W Zawadce jest sklep. Kupujemy lody i piwo - wiecie jak smakuje piwo po upalnym dniu?
Dosiadamy się do miejscowego konsumenta piw, bo pod sklepem jest jeden stoliczek i zaczyna się miła, kulturalna rozmowa z Panem Staszkiem. Skąd jesteście, gdzie idziecie. Kilka porad jak dojść na Kotoń i próba wskazania najlepszej drogi powrotnej do Jaworzna. Potem temat czystego powietrza w górach i zanieczyszczonego na Śląsku. A jak to jest z tym Covidem u Was, tak naprawdę? Odpowiadam. Jesteśmy już prawie najlepszymi kumplami. I nagle taki tekst: "No i jeszcze ten... kurwa, Trzaskowski, komunista pierdolony... nie może wygrać. I nie wygra!". Pan Staszek wcześniej nie przeklinał, teraz na myśl o Trzaskowskim aż się zatrząsł ze złości. Powiedział, że lokal wyborczy ma daleko, w Krzczonowie, ale na pewno pójdzie głosować, bo to najważniejszy obowiązek każdego obywatela.
Rozstaliśmy się w zgodzie, bo nie zapytał o nasze preferencje, a ja nie czułem potrzeby się ujawniać, lub próbować go przekonać, że Trzaskowski to nie jest komunista.
A sklep w Zawadce, wygląda tak:
W drodze na Kotoń otworzyły się widoki na Beskid Wyspowy.
Tak wygląda czarny szlak z Zawadki na Kotoń. Prawie niewidoczna ścieżka, co w Polsce jest bardzo rzadko spotykane. Zresztą szlak omija sam szczyt, wkrótce porzuciliśmy go i odbyliśmy konkretne chaszczowanie, żeby osiągnąć cel.
Widok z Kotonia na pasmo Babicy, gdzie chodziliśmy rano.
A to my - dumni zdobywcy Kotonia (857).
Szczyt jest rozległy i zarośnięty. Na szczęście wspomogli widoki robiąc parę lat temu wycinkę.
Dzięki tej wycince jest wygodna droga, aby zejść do szlaku.
Ostatni etap. Zejście zielonym szlakiem do Trzebuni. Najpierw stromo przez ciemny las, potem widokowo polami.
Idealne wyczucie czasu. Kończymy przy zachodzącym słońcu.
Wycieczka ogólnie w nieciekawym terenie, ale na koniec byliśmy zadowoleni i usatysfakcjonowani.
Rozmowa z Panem Staszkiem dała mi sporo do myślenia.
Strony Poprzednia 1 … 18 19 20 21 22 … 32 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
[ Wygenerowano w 0.052 sekund, wykonano 11 zapytań ]