Temat: Pożegnanie starego roku na Hrobaczej Łące
Ostatni dzień starego roku postanowiliśmy spędzić w górach licząc na ciszę i spokój. Pogoda sprzyjała spacerom, było ciepło i niemal bezwietrznie. Wypadło na Hrobaczą Łąkę. Ostatni raz byliśmy na niej w 2014 r.
Chętnych tego dnia na góry było więcej, parking był niemal w całości zapełniony.
Tym razem wybraliśmy inną trasę, wyruszyliśmy żółtym szlakiem z parkingu w Kozach na ul. Beskidzkiej.
Małe leśne stawki przy szlaku. Musi tu być ładnie wiosną.
Szlak jest bardzo przyjemny, szeroka utwardzona droga z całkiem ładnymi widokami na północ i wschód.
Na )( U Panienki ktoś przyozdobił świątecznie drzewko.
Wiele się tu zmieniło. Przede wszystkim sporo podrosły drzewa wzdłuż szlaku, co spowodowało, że ograniczyły się mocno widoki w kierunku południowym i południowo - zachodnim.
W tle ośnieżone Skrzyczne.
Zejście do Źródełka Maryjnego też dzisiaj inaczej wygląda.
to z 2014 r.
i obecne …
Za to na szczycie „krzyż stoi, chociaż kręci się świat”.
Widok z platformy na północ i wschód.
W tle Jezioro Goczałkowickie
Zeszliśmy jeszcze do odbudowanego po pożarze schroniska. Niestety było zamknięte. Na drzwiach wisiała kartka z napisem „Zamknięte do odwołania”. Trzeba przyznać, że prezentuje się teraz jak górski pensjonat.
Wokół niego, na polanie z widokiem na Jezioro Międzybrodzkie zebrało się sporo grup. O dziwo, każda z nich postanowiła ogrzać się przy swoim ognisku … Tak więc paliło się na tej małej przestrzeni kilka ognisk : D Ale na Hrobaczej to już chyba taka tradycja … .
Na drogę powrotną wybraliśmy zielony szlak, zwany niegdyś szlakiem papieskim. Jest bardziej stromy i kamienisty, zwłaszcza jego początkowy odcinek, ten od szczytu. Później się rozgałęzia i możemy wybrać wersję ekstremalną, wąską i bardzo stromą ścieżkę przez las, z zejściem do kamieniołomu w Kozach, albo łagodniejszą i szeroką drogę zrywkową, prowadzącą bezpośrednio do parkingu na ul. Beskidzkiej. Z racji tego, że było już późne popołudnie, wybraliśmy wariant drugi.
Ludzi na szlaku i na samym szczycie spotkaliśmy tego dnia sporo. To był bardzo przyjemne górskie pożegnanie starego roku, z nadzieją, że nowy będzie pod względem górskich wycieczek, dużo lepszy. !
Na tym spokój w tym dniu się skończył. Po powrocie do domu zaczęło się jeszcze na długo przed północą sylwestrowe szaleństwo w postaci huku fajerwerków. Nieroztropność i skrajna głupota ludzi wprawiła nas w osłupienie. Nie zważając na sąsiadów, bliskość domów, czy drewnianych stodół wypełnionych po brzegi sianem lub słomą, niektórzy traktują wszystko jak prywatny folwark. Mają dosłownie w czterech literach apele, prośby, ba, nawet groźby do nich nie docierają. Kanonady nie trwały minutę, czy dwie. Nie licząc przerw na rozpalanie lontów, co najmniej pół godziny, jeśli nie dłużej.
Ostatnio edytowany przez nena (2024-01-13 17:47:32)