ferdynans napisał/a:(...)Sa równiez bezsensowne przypadki czytałem to w ksiązce ,,Wołanie w Górach turysta w czasach tzw. komuny wyszedł ze schroniska na Markowych Szczawinach na szczycie został skontrolowany przez Czeską straż Graniczną przez roztargnienie nie zabrał ze sobą Dowodu Osobistego. Został zatrzymany bo to strefa przygraniczna i sprowadzony na Czeską strone po wykonaniu kilku telef sprawa sie wyjasniła i został zwolniony próbował wrócic , niestety nigdy juz nie dotarł Na Markowe Szczawiny pochłoneła go Babia Góra.
cholera nie pamiętam tej historii z turystą, muszę odszukać książkę na półce...
piotr napisał/a:No cóż - mnie się do dzisiaj zdarza robić różne durne rzeczy heh. Zeszłej zimy dostałem od Babiej niezłe cięgi
Królowa bywa kapryśna i niebezpieczna nie tylko stricte zimą... Pamiętam jak w 1994 albo 1995 pojechaliśmy z kumplami we trójkę w weekend Wielkanocny, normalnie jak kiedyś się jeździło, pociągiem z Katowic do Bielska, potem z Bielska do Suchej, potem Peksa do Zawoi, heh, trzeba było wysiąść na przedostatnim przystanku, żeby zrobić zakupy w takim starym sklepiku GS albo SCh (już nie pamiętam ) a potem już tylko deptanie na stare schronisko na Markowych... pogoda wymarzona, ciepło, słoneczko, wiosna w pełni, w połowie drogi do schroniska rozbieraliśmy się do koszulek
nocleg na Markowych, wstajemy wcześnie rano i jest lekkie załamanie pogody, trochę mżawki i mgiełki, ale nie odpuszczamy, wychodzimy ale mała zmiana planów-> odpuszczamy Perć Akademików (bo ślisko) i kierujemy się przez Bronę na Małą Babią i z powrotem na Diablak. Tuptamy sobie niespiesznie, wszystko super, na Bronie niestety już widać że po słowackiej stronie pogoda średnia, no ale ma zadatki na rozlezienie po kościach więc idziemy, zaliczamy Małą tam i nazad, Orawiak wieje ale uderzamy na szczyt, mniej więcej w połowie drogi między )( Lodową a Diablakiem pogoda mocno się pogarsza, mgła się zagęszcza i zaczyna padać deszcz ze śniegiem, prawie pod samym szczytem jest już tak gęsto że widoczność spada do może 2-3 metrów, dodatkowo z deszczu robi się śnieżyca jak pieron, prawie po omacku szukamy tej dziury pod samym szczytem, żeby się schować i przeczekać, przesiedzieliśmy w tej dziurze, ja wiem, chyba ze dwie godziny, w międzyczasie zasypało wszystko na jakieś 10cm, wracaliśmy na Markowe chyba pół dnia