29.03.2014
W godzinach około południowych, lądujemy w Kutaisi, po 3 godzinach lotu z Katowic.
Gruzja powitała nas deszczem i temperaturą ok. 8'C. Humory dopisują , tym bardziej, że w parę minut znajdujemy busiarza , który po krótkim targowaniu godzi się zawieźć nas do Tbilisi. Jesteśmy w 7 osób, więc cały Vito jest nasz. Kierowca obraca fotele "twarzą do siebie", daje nam 2,5 litra białego wina ( w PET-cie ) i rozpoczynamy imprezę przerwaną na wymianę $ na GEL-e (1: 1.78).
Po ok. 1,5h stajemy w przydrożnym barze na jedzenie. Chleb- lawasz, grilowane bakłażany- na zimno, sałatki, szaszłyk i piwo.
To był jeden z droższych ( w stosunku do ilości) i na pewno najgorszy z posiłków jakie zjedliśmy na tej wyprawie:(
Na pocieszenie kupiliśmy sobie chleby Nazuki, występujące tylko w tej wsi. Nigdzie indziej, ich potem nie spotkaliśmy. Chleb na słodko- z cynamonem, miodem i rodzynkami- pychota.
Późnym popołudniem docieramy do stolicy i meldujemy się w "Why Not?" Hostelu, który ma międzynarodową obsługę i gości z różnych stron świata. Właścicielem jest Polak- Piotrek z Nowego Sącza Dla turystów plecakowych polecam ten przybytek z ręką na sercu.
W sąsiedniej piekarni, kupujemy na wieczór...kolejne butelki wina W ten dzień wypiliśmy ...9 litrów !
Zamawiamy śniadanie na 7.00, co wywołuje szok u obsługi. W Gruzji śpi się długo...ruch na ulicach stolicy zaczyna się dopiero ok.godz.8.00
30.03.2014
Pobudka 6.00. Śniadanie i ruszamy na zwiedzanie.
Ok.1 km mieliśmy do stacji metra. Stamtąd parę przystanków na dworzec Didube, skąd startują marszrutki.Wybieramy tę do Gori. To tam przyszedł na świat towarzysz Józef Stalin. Po drodze wdajemy się w dyskusję z emerytowanym nauczycielem historii. Starszy pan mieszka w Turkmenistanie i też chce zobaczyć muzeum Stalina.
Okazuje się ,że mój rosyjski , którego "uczyłem" się baaardzo dawno temu, jest nie najgorszy i pozwala wiele zrozumieć i dosyć dużo powiedzieć Zostaję "mianowany" tłumaczem wyprawy w zakresie j. rosyjskiego. Zwiedzamy muzeum, które przedstawia swojego rodaka tylko z dobrej strony. Uważają ,że był jedną z trzech postaci (obok Jezusa i Hitlera), które zmieniły bieg historii .Można obejrzeć, ale muzeum szału nie robi...
Jesteśmy głodni. W knajpie zamawiamy każdy co innego, żeby popróbować różnych rzeczy. Marcin zamówił kaszi (chaszi), które okazały się flakami niewiadomego pochodzenia, bez smaku, w takim jakby rosole również nie przyprawionym. Do tego w komplecie był kubeczek mleka i spora (50ml) porcja rozgniecionego czosnku. Po wymieszaniu i dodaniu przypraw, smak się prawie nie zmienił. Kaszi jest niejadalne, nie do pogryzienia i generalnie...obrzydliwe.
Ola zamawia rosół z grzybami, ktoś charczo- przypominająca egzotyczną kombinację gulaszu i krupniku. Najedliśmy się , ale przede wszystkim wiemy co w menu omijać
W drodze do twierdzy górującej na miastem, mijamy pomnik ofiar wojennych. Z ruin twierdzy pomimo rozległej panoramy, uciekamy szybko z powodu wichury.
Busem jedziemy 10km za Gori do skalnego miasta Upliscyche. Jaskinie wydłubano w Vw. p.n.e w zboczu góry nad rzeką Kura. Wieje jak cholera,podmuchy wiatru prawie strącają nas ze skał. Myslę ,że może tam być uroczo w promieniach słońca. Ale my mielismy temp. odczuwalną ...-11'C !! i łaziliśmy wśród zamarzniętych kałuży...
Wracamy do Tbilisi na suprę! Supra czyli gruzińska uczta, biesiada z mnóstwem wszelakiego jedzenia i picia. No i oczywiście z toastami
Trafiamy do restauracji Racha(czyt. racza). Późny Gomułka wczesny Gierek. Klimat nie do podrobienia. I ta bufetowa...Ale jakie żarcie
Oj , działo się ...Nie potrafimy tyle zjeść co Gruzini. Gubi nas szybkość...jemy za szybko. Oni jedzą powoli i nie przeszkadza im ,że potrawy są już zimne. Dużo dań serwują z resztą na zimno...
31.03.2014
Jak zwykle wstajemy o 6.00, śniadanko i na Didube
Chcieliśmy złapać marszrutkę , ale trafił się nam mały busik.To znaczne ułatwienie, bo w planie na dzisiaj mamy miejsce, gdzie transport publiczny nie dociera.
Chcemy zobaczy klasztory Dawid Garedżi. Zespół 15 monastyrów założonych w pieczarach rozrzuconych w górach, na granicy z Azerbejdżanem.
Surowy krajobraz, rdzawo-czerwono-żółte skały wyglądają niczym przekładaniec.Obecnie zamieszkany jest tylko jeden klasztor- Lawra.
Cisza , spokój , ani pół człowieka(poza nami), a nad głowami krążą potężne orły przednie. Podobno często widziane są tu sępy płowe.
Piękna pogoda, słońce , ale kałuże zamarznięte. Rześko.
W okolicy był sowiecki poligon dla żołnierzy udających się do Afganistanu. Widoki bardzo afgańskie...Spędzamy tu parę godzin i nielegalnie przekraczamy granicę
Wracamy do Tbilisi , bo tu czekają kolejne atrakcje Mamy ochotę wygrzać kości w ...bani.
Tbilisi słynie z gorących siarkowych źródeł. Dlatego tutaj przeniesiono stolicę z innego miejsca...
Abanotubani - dzielnica łaźni. Są prywatne-gdzie wolno wszystko i publiczne , gdzie kobiety nie kąpią się z mężczyznami. Wybieramy publiczne w nadziei na lepszy klimat. Nie mylimy się, atmosfera jest nie do podrobienia
Mycie, kąpiele siarkowe, sauna, masaż, peeling...piwo, wódka, papierosy...nastrój , rozmowy, ludzie (wszyscy na golasa), totalny luz...wszystko to znaleźliśmy w bani.
Nasze panie wybrały wersję prywatną, pokój z basenem , gdzie były same. One już tam wracać nie chciały - my moglibyśmy w "naszej" bywać codziennie
01.04.2014
6.00...śniadanie i ruszamy do miasta Mccheta- pierwszej stolicy Gruzji.
Zaglądamy najpierw do cerkwi Dżwari, która wznosi się malowniczo na szczycie wzgórza, górującego nad Mcchetą.
Świątynię Dżwari zbudowano w latach 585-605. Ma ponad 1400 lat! Nie jestem fanem kościołów i sztuki sakralnej , ale takie coś trzeba zobaczyć...
Mccheta duchowo jest dla Gruzinów tym czym dla Polaków Częstochowa.
Pięknie odrestaurowane, zadbane i nieco senne miasteczko. W centrum katedra Sweti Cchoweli.Wybudowana z rozmachem w 1010-1029r., jest grobowcem najważniejszych władców Gruzji.
Wracamy do stolicy. W końcu ją też należałoby zwiedzić...
Katedra Sioni- ładna,potem cerkiew Cminda Sameba - wybudowana w 2004r. najwyższa budowla sakralna Gruzji- 84m.- bez klimatu, w środku jakby nie wykończona.
Włóczymy się starymi uliczkami, zaglądamy na podwórka i w bramy...
Wsiadamy w kolejkę linową i jedziemy na wzgórze,skąd rozciągają się piękne widoki na Tbilisi.Twierdza Narikala i posąg Matki Gruzji. Robi się ciemno, a miasto rozświetla się ferią barw. Most Pokoju zmienia kolory co parę minut...
02.04.2014
Dzisiaj plan przewiduje Sihnahi - najpiękniejsze miasto Kachetii.
Oczywiście pobudka o...6.00
Dojeżdżamy marszrutką do bajecznie położonego na skraju płaskowyżu, dwutysięcznego miasteczka.
Prawie jak w Toskanii.
Miasteczko Sihnahi otacza 4km mur umocniony 23 basztami. Przechodzimy murem między paroma basztami. Widoki oszałamiające - "wielki mur", ogromna dolina Alazani i horyzont zamyka potężne, ośnieżone pasmo Wielkiego Kaukazu.
W okolicy odwiedzamy klasztor Bodbe, gdzie jest grobowiec św. Nino.
700 schodów ! niżej jest źródło św. Nino, w którym kąpiel(zanurzenie) gwarantuje zdrowie. Woda lodowata ok.6'C koszt ablucji - 10 Gel /os. Mina mniszki na widok rozbierających się chłopaków- bezcenna!
Nie widzi nam się tupanie po tylu schodach do góry, bierzemy więc taksówkę - Ładę Nivę. Wsiadamy w 7osób + kierowca Chłopaki z przodu (2szt) mieli obowiązek przypięcia się pasem- jednym
Po karkołomnej przejażdżce terenowo-szosowej docieramy z powrotem do miasteczka. A tu jedzenie i picie...
Maja -gospodyni zapewniła nam 5 litrów pysznego wina i litr wspaniałej czaczy najlepszej jaką piliśmy w Gruzji.
03.04.2014
Maja wraz z sąsiadką wydają nam śniadanie (dla nich nad ranem) o 7.00- wstaliśmy jak zwykle...
Gela , mąż Mai, to kierowca wczorajszej marszrutki. Dzisiaj nie jeździ kursowo tylko z nami. Obwozi nas po Kachetii- krainie wina.
Na początek Kwareli - gdzie znajduje się największa wytwórnia wina w Gruzji - Kindzmarauli. Odwiedzamy jeszcze jeden winny przybytek, a tam degustujemy i zakupujemy 2 butelki( szklane) wybornego wina.Czerwone wytrawne i białe półsłodkie.
Następnie zamek Gremi i pięknie usytuowany w lesie w górach ,klasztor Nekresi. W Telawi obiad- najlepsze chaczapuri jakie jadłem - adżarskie z surowym jajkiem Potem małe spacery ...Tutejszy zamek z XVIIw stoi przy...wysypisku śmieci! U nas to nie do pomyślenia...
W następnej kolejności zwiedzamy katedrę Alawerdi. Świątynia z XIw. ma charakter obronny i otoczona jest kamiennymi murami. Majestatyczna bryła (50m wysokości) robi duże wrażenie na tle kaukaskich szczytów.Ciekawostka- Rosjanie w XIXw., po przyłączeniu cerkwi gruzińskiej do patriarchatu moskiewskiego,bielili ściany Alawerdi niszcząc bezcenne freski. Wot pomyślunek!
Przez przełęcz wracamy do Tbilisi. Od wysokości 1600m n.p.m. leży śnieg. Znowu trafiamy do "Why not?" i po kolacji na mieście robimy imprezkę...
04.04.2014
Urodziny miesiąca -śpimy dłużej! Gela umówiony jest na 8.00.
Dołącza do nas 5 chłopaków z Radomia i wspólnie mamy jechać do Kazbegi.
Wyruszamy zgodnie z planem i Gruzińską Drogą Wojenną pomykamy w stronę Kaukazu. Po drodze oglądamy Ananuri - piekną fortecę XVIIw.
Sama droga jest niezwykle widokowa i karkołomna. Jej przebycie już samo w sobie jest przygodą.przejeżdżamy przez Gudauri - główną stację narciarską w Gruzji. Potem przełęcz Krzyżowa - Dżwari na 2379m n.p.m. i jesteśmy w Kazbegi.
A tu nad miasteczkiem góruje Kazbek i cerkiew Cminda Sameba.
W związku osłabieniem grupy i chorobami nękającymi część jej członków. postanawiamy pod świątynię wyjechać jeepem. Ładujemy się do terenówki i po 40 min. jesteśmy na górze.
Nie TEJ górze, bo ona jest zaraz obok nas i wznosi sie na wysokość 5034m npm, ale w górze... na wysokości 2200m npm i obok nas stoi symbol Gruzji- piękna cerkiew z XIVw.
Nie będę więcej pisał, bo i tak nie opiszę...Jak to zobaczyłem , to...nigdy nie byłem tak długo na bezdechu...Z jednej strony Cminda Sameba na tle ośnieżonych trzytysięczników, a z drugiej Kazbek....Słońce, lekki mrozik, słaby wiaterek...i ON początkowo nawet bez chmurki...
Na dole w Kazbegi, przyjaciółka Geli przygotowała dla nas suprę - biesiadę z zastawionym gęsto stołem. Chinkali, soczyste gruzińskie pierożki, faszerowane bakłażany, ryby, kiszony czosnek...długo by wyliczać.
Jedzenie przepyszne, napitki przednie toasty za przyjaźń Gruzińsko-Polską wzruszające...
Późnym popołudniem wracamy tą samą drogą do stolicy, by tu zrobić w hostelu z poznanymi Polakami-speleologami z Nowego Sącza, imprezę
05.04.2014
6.00 , śniadanie i marszrutką do Achalciche, żeby stamtąd zaatakować skalne miasto Wardzia.
Skalne miasto wykuto w ścianie głębokiego kanionu rzeki Mtkwari.Fortyfikacje w miękkiej skale tufowej utworzono w XIIw. Na 13 poziomach było ponad 250 jaskiń , tunele i nawet specjalny system wodno-kanalizacyjny. To miejsce robi wrażenie. Można chodzić i włazić praktycznie gdzie się chce...
W drodze powrotnej zaglądamy do Sapary, klasztoru z IXw położonego malowniczo wśród lasów. Daleko od zgiełku, hałasu i turystów...
Nocujemy w Achalciche. Nabieramy ochoty na wino, które kupiliśmy w Kachetii. Czerwone zostało wypite wcześniej , a białe jest i kusi...Na kwaterze gdzie jesteśmy nie ma korkociągu...
Biorę butelkę pod pachę i idę na miasto szukać pomocy...jest 21.15.
W 2 mieszkaniach w bloku nikt nie otwiera drzwi, w kolejnym nie mają korkociągu. W 2 sklepach nie potrafią mi pomóc w Hoteliku też nie...Wracam. Chłopak z jednego sklepu ,w którym byłem woła mnie i mówi ,że ma pomysł. Przy próbie wepchnięcia korka do środka butelka pęka! Sklep zalany winem, a mama chłopaka, wysyła go ,żeby przyniósł z domu wino , skoro to moje rozbił. I tak za 0,75l białego wina z Kachetii przyniosłem po godzinie 2,5l różowego ,wina domowego
06.04.2014
O 7.00 śniadanie to wiadomo, o której wstaliśmy...
W planie jest wizyta na odbudowanym, odnowionym i oddanym w 2012r zamku. Zamek ładny , fajnie położony, ale taka "nówka" to klimatu nie ma żadnego...
Marszrutka do Kutaisi. Jazda z przygodami...Kierowca jedzie jak wariat, wyprzedza na zakrętach , na trzeciego...Spotyka go kara. Dziecko siedzące za nim zaczyna wymiotować. Obrzygany kierowca nawet się specjalnie nie zdenerwował...bardziej przejęli się siedzący obok.
Poznana w busie dziewczyna , daje nam namiar na Kutaisi Hostel i tam się planujemy zatrzymać na 2 noce.
Do Kutaisi docieramy po południu i od razu z chłopakami(szefami) hostelu jedziemy obejrzeć jakinię Prometeusza.W ostatniej chwili , bo jest już późno, a jutro poniedziałek i jest nieczynne.
Piękna, ogromna, z bardzo bogatą szatą naciekową. Ilość, rozmiary i formy stalaktytów i stalagmitów oszałamiają. Długość trasy dostępnej dla turystów wynosi 1420m. Do dziś odkryto i udostępniono 17"sal". Wszystko to trochę tandetnie podświetlone, ale nie jest źle...Do tego muzyczka relaksująca. Jest to najpiękniejsza jaskinia jaką widziałem.Ostatni etap to podziemna rzeka i łódki - warto było to zobaczyć, oj warto...
Wykwintna kolacja, spacer nocny do odnowionej i pięknie oświetlonej katedry Bagrati i do spania.
07.04.2014
Pobudka, śniadanie i umówiony kierowca busika.
Na pierwszy rzut cerkiew w Gelati- ładna.
Parę kilometrów dalej przepięknie położony wśród lasów , na wzgórzu -monastyr Mocameta.
Potem zespół pałacowy w miejscu ,którego nie znaleźliśmy na mapie Ale mamy przecież lokalnego kierowcę -przewodnika...
Następnym miejscem jakie postanowił nam pokazać "przewodnik" był monastyr Martvili-Chkondidi. Położony na wzgórzu nad miasteczkiem. Kursuje do niego kolejka linowa z Martvili.
No, a na koniec zostawił nam kanion Gachedili nad rzeką Abasha. Przepiękne miejsce na krótki spacer. Gdyby było cieplej, można by skoczyć w szmaragdowy nurt.
Wracamy do Kutaisi. Jemy, pijemy i włóczymy się po mieście. Zakupy na targu. Herbata, przyprawy,sery, słodkie czurczerle. Aż by się prosiło, kupić wino i czaczę, ale niestety mamy tylko bagaż podręczny, więc butelki powyżej 100ml pojemności nie wchodzą w grę
Wracamy do hostelu kolejką linową, która również w Kutaisi "chodzi" na wzgórze. Jeszcze potem kolacja na mieście i ostatni spacer...
08.04.2014
Wstajemy o 3.30 bo o 4.30 bus ma nas zawieźć na lotnisko.
Wylot o 6.30...ponad 3h lotu minus 2h różnicy czasu i ok 8.00 jesteśmy w Katowicach.