Może też się wybiorę?
1 2019-02-03 23:19:02
Odp: Lutowe spotkanie w Chatce na Potrójnej (39 odpowiedzi, napisanych Planowane zloty)
2 2019-01-31 18:07:20
Temat: 2 pustynie + 2 morza = 1 Tomek + 3 babki w Izraelu :) (1 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Tak, odgapiłem! Od Wiolci! Nie wstydzę się i nie żałuję
Kupiłem w listopadzie bilety do Ovdy w Izraelu.
Zapytałem: kto chce jechać? Zgłosiła się (zawsze się zgłasza!) moja żona , a potem pojedynczo, z dużą dozą nieśmiałości, dwie koleżanki. Chyba je skusiłem obietnicą odwiedzin w Dodim Cave - Jaskini Kochanków
Nic nie obiecywałem, poza tym, że będzie fajnie bo... mam plan
Spanie w namiocie, zero mycia albo woda z kanistra.
Dzikie zwierzęta i ekstremalne przygody... Pełny pakiet
Punkt pierwszy: Czerwony Kanion - który na mój gust był mało czerwony
Ale okolica była ładna. Bo ogólnie rzecz ujmując, pustynia Negev jest ujmująco piękna. Ja mam chopla na punkcie pustyń, ale myślę, że każdemu by się spodobała...
Punkt drugi - Park Timna. Ładny, zadbany (bo prywatny),ciekawy!
Kopalnie miedzi, Ciekawe formy skalne , kaniony...
Punkt trzeci - Kanion Barak (Baraq Canyon). Mega ciekawa trasa trekkingowa, o sporym stopniu trudności zakończona pięknym kanionem Barak.
I tam dopiero rozpoczęła się zabawa!
Punkt czwarty to największy krasowy krater świata Mahktesh Ramon.
To dopiero cudo. 40 km długie, 9 km szerokie i 300m głębokie.
A my na jego dnie śpimy, łazimy i zdobywamy szczyty
Punkt piąty to zmiana pustyni Negev na pustynie Judzką.
Masadę mieliśmy zdobyć o świcie, ale z przyczyn obiektywnych nastąpiło to ok.8 rano
Warto było piąć się do twierdzy Drogą Węża, bo widoki powalały. I to Morze Martwe w tle...
Żeby nie było, że tylko góry i pustynie to znalazłem inny piasek i wodę. Też inną- bo mega słoną. Ale za to z gwarancją niezatapialności To był punkt szósty.
Punktem siódmym był trekking w Parku Narodowym En Gedi.
Startujemy wcześnie z kibucu, przed otwarciem bram.
Tam wiadomo góry, góry i znowu góry. Żeby nie było nudy to widoki na Dead Sea.
No i kanion na dokładkę, ale suchy- Dry Canyon.
Tu była rzeczona Jaskinia Kochanków i jak to na pustyni... kąpiele w źródlanej wodzie En Gedi, którą można kupić w każdym sklepie w Izraelu. Ale po co kupować skoro płynie tuż obok
Ósmym punktem była wizyta w naturalnym SPA. Maseczki błotne z Morza Martwego w Polsce są dosyć drogie, wiec się nie zastanawiałem długo.
To nie Bałtyk zimą , a sól na plaży Morza Martwego.
Punktem, którego nie mogłem pominąć, dziewiątym, musiały być kąpiele w Morzu Czerwonym. Też jak kanion- czerwone nie było. Ale nie po to wiozłem maski i fajki z domu, żeby nie pokazać dziewczynom jak wygląda rafa koralowa i zamieszkujące ją stworzenia. Mój aparat źle znosi wodę , szczególnie słoną, więc zdjęć nie posiadam:)
Spałem blisko tego ekosystemu więc się nawdychałem i nasłuchałem. Rafa zaczynała się tuż za słupkami.
Dobry plan trzeba zakończyć punktem dziesiątym.
Był nim wylot z Izraela. Bezproblemowy wylot. Nigdy i nigdzie nie "trzepali" mnie na lotnisku ... 3 godziny!! Ale się udało. Wsiadałem do samolotu (tego, co na niego miałem bilet :>)- ostatni - na 3 minuty przed startem
The End
Więcej zdjęć z opisami tutaj:
Negev Desert
Pustynia Judzka
3 2018-03-12 20:00:59
Temat: Podróż za jeden uśmiech - Iran 2018 (2 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Bliżsi i dalsi znajomi wróżyli, że mogę nie wrócić,że dzicy,że muzułmanie, żebym przynajmniej hełm zabrał, że strach i takie tam...
Całkiem niedawno wróciłem i... narobię Wam smaków
Było pięknie, pysznie, nie za gorąco i w ogóle...
Wprawdzie, jakby zliczyć, wszystko co tam robiłem niezgodnie z prawem, to pewnie nie wyszedłbym z kryminału do późnej starości. A więzienia mają straszne...
Bo ile można dostać paki za robienie zdjęć np. pilnie strzeżonej kopalni uranu w kraju, gdzie za brak chusty na głowie kobieta może zostać wychłostana?
Albo za nielegalne nocowanie w domach obcych ludzi, którzy goszczą mnie jak dawno nie widzianą rodzinę? Za robienie zdjęć amerykańskiej ambasadzie, której nie ma i nigdy nie było?
Za głoszenie treści wywrotowych i antypaństwowych?
Za nocleg na plaży, kąpiel z Zatoce Perskiej w (za)krótkich spodenkach i ognisko na wyspie w towarzystwie dziewczyn w sukienkach nad kolano i bez ramion?
Warto było!Znosić trudy podróży - 3870km autobusami, koleją i osobówkami. Zamieszanie z noclegami - każda noc w innym miejscu, u kogoś innego. Ciężki plecak - samych czarnych daktyli przywiozłem 6kg;)Było warto!
Iran jest świetny pod każdym względem!
Każdy znajdzie to coś dla siebie. Miłośnicy gór.
Smakosze.
Pasjonaci i znawcy historii.
Amatorzy różnego rodzaju pustyni.
Wielbiciele pięknych kobiet
Fani sportów motorowych
Ludzie. Ciekawi świata.Pokazują jak ominąć blokady i za pomocą VPN połączyć się z fb czy w ogóle ze światem. Pogodni, uśmiechnięci ,mili, uczynni. To nic,że autobus odjedzie. Pojadą następnym i godzinę łażą z nami po mieście.
Interesujący i wszystkim zainteresowani. Opowiadają o swoich i nie tylko aranżowanych małżeństwach i zdradzie małżeńskiej,o sytuacji politycznej i społecznej w kraju. O tym, że mają dosyć dyktatury...
Nocowałem w domach skromnych i bardzo bogatych.
Częstowano nas- moją żonę, koleżankę i mnie, "czym chata bogata" albo tak wystawnie jakbyśmy byli kimś ważnym.
I tak było- dla każdego z tych ludzi byliśmy osobami wyjątkowymi. Bo chyba tylko takich ludzi ktoś zaprasza do domu. Gości, żywi i daje na noc swoje łóżko, albo kawałek podłogi. Daje- nie bierze za to nic poza rozmową, dobrym humorem i może... paczką "Krówek" przywiezionych z Polski. Bo chyba tylko dla kogoś ważnego ryzykuje się na poważnie, gdyż couchsurfing jest w Iranie nielegalny i surowo karany.
Niektórzy rano szli do pracy i odstawiali nas na dworzec, metro czy do taksówki, inni przez 30min umilali nam śniadanie melodiami z filmów :"Gra o tron" czy "Piraci z Karaibów".
W metrze w Teheranie dziewczyny jeździły w osobnych wagonach. Ścisk był w nich tak samo wielki jak w męskich.
Za to autobusy VIP były przestronne i komfortowe. I jeszcze jeść dawali. Czasami tylko po drodze wpadały brygady antynarkotykowe z psami;)
Pociąg-wygodnie i z racją żywnościową na drogę:)
Zabytki. Od małych zagubionych w górach cmentarzy, przez meczety wielkie, piękne i kolorowe, po Persepolis, stare miasto w Yazd czy ukryte w górach Zagros świątynie wyznawców Zoroastryzmu.
Jedzenie. Pyszne. Chleb lawasz z pastą tahini, daktyle i herbata z szafranem na śniadanie, albo dla twardzieli do ogryzienia...owcza głowa.
Nikt głodu nie zazna, ani vege ani tym bardziej mięsożercy.
Na sukach, aż nosem kręciło od zapachu przypraw, a oczy się śmiały do jedzenia.
Widoki, plener i krajobrazy... rozmaite w formie, treści i w kolorze.
Taki jest właśnie Iran i Persowie.
Kto ma ochotę, kto już planuje wyjazd? Służę radą, pomocą, kontaktami i dobrym słowem. I miejscówką na plaży
4 2017-10-26 21:24:13
Odp: Syria jakiej już nie ma... (10 odpowiedzi, napisanych Wydarzenia w Beskidzie Małym)
Serdecznie zapraszam na opowieść o Syrii.
5 2017-04-10 20:12:33
Odp: Zachód, biwak, wschód, krokusy - kumulacja... (10 odpowiedzi, napisanych Relacje z wycieczek po Beskidzie Małym)
Po cichu liczyłem na zdjęcia nowego namiotu
Dario na ostatnim zdjęciu Neny, jak po liftingu Zdjęcie miesiąca!
6 2017-03-26 10:12:41
Odp: Syria jakiej już nie ma... (10 odpowiedzi, napisanych Wydarzenia w Beskidzie Małym)
UWAGA!
Z przyczyn niezależnych dzisiejsza impreza rozpoczyna się o godzinie 17.00.
7 2017-03-23 22:39:44
Odp: Syria jakiej już nie ma... (10 odpowiedzi, napisanych Wydarzenia w Beskidzie Małym)
Serdecznie zapraszam bo cel jest szczytny. Bielszczanie dla Allepo robią dużo fajnych rzeczy i postanowiłem do nich dołączyć Przyjdźcie, będzie fajnie i zrobicie coś dobrego, coś dla innych.
PS. Szkoda Jolu
8 2017-03-22 18:55:10
Odp: Don't cry for me Argentina... Ameryka Płd. 2017 (9 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
wodospady Iguazu to robią spore wrażenie
Robią! Są w dżungli i liczyliśmy,że dadzą nam ochłodę w tym gorącym i parnym środowisku. Niestety było inaczej
Dlatego moje fotki, to najbrzydsze zdjęcia Iguazu w internecie
Była burza. Potężny wiatr, który targał nasze peleryny na strzępy. Zimno jak cholera. Na 1,5 km pomoście w głąb rzeki nad Gardziel Diabła przyszły pioruny. Było strasznie. Zrobiliśmy wszystkie 3 dostępne trasy trekkingowe bliscy hipotermii i to w dżungli. A najcieplejsza rzecz, to była... ochlapująca nas woda z wodospadów
Woda z mojego aparatu wylewała się przez kolejne 2 dni
9 2017-03-22 18:31:27
Odp: Don't cry for me Argentina... Ameryka Płd. 2017 (9 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Dlaczego taka trasa? Do Buenos dotarliśmy promem i dopiero stąd braliśmy auto na 6 dni. Chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej. Z naszej czwórki każdy miał inne priorytety I tak powstała trasa, która nas przerażała a znajomych wprawiała w osłupienie.
Buenos Aires-> San Ignacio Mini -> Iguazu Falls - > Corrientes -> Quebrada de Humahuaca -> Salta -> Cafayate -> Cordoba -> Buenos Aires. 6 dni - 4850 km. Mało spania dużo jazdy To jest ogromny kraj, a atrakcje są mocno od siebie oddalone. Na szczęście drogi mają dobre. Czemu nie Patagonia? Nie wiem czemu. Nie ma tam tych rzeczy, które są tam gdzie byłem. Na południe też jest strasznie daleko. Południe jest droższe niż północ, która i tak była bardzo droga
Na taki duży kraj to miesiąc jest za mało. Może kiedyś zrobię samą Patagonię i pooglądam wieloryby
Cały wyjazd był bardzo krótki. Za krótki. 14 dni wraz z podrożą przez ocean. Ale lepiej tyle niż nic
10 2017-03-20 23:23:53
Temat: Don't cry for me Argentina... Ameryka Płd. 2017 (9 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Od sierpnia zeszłego roku dzierżyłem w garści bilety do Ameryki Południowej.
Przygotowania, logistyka, przygotowania, planowanie itd...
Plan podróży wyglądał trochę przerażająco i niejednego mógł przestraszyć
Kraków ->Mediolan ->Amsterdam ->Sao Paulo ->Montevideo - to samolotem
Montevideo ->Buenos Aires - promem.
No i wyruszyliśmy.
Były emocje i super przeżycia.
Było boskie Buenos.
Plantacje Yerba Mate.
Były jezuickie misje.
Olbrzymie wodospady Iguazu.
Gaucho na pampie i tysiące kilometrów Loganem w stronę Boliwii i Chile.
Kolorowe Andy argentyńskie.
Wino i wołowina - to co najlepsze w Argentynie
W końcu kolorowy karnawał w Montevideo.
Powrót był jeszcze bardziej skomplikowany bo w Amsterdamie uciekliśmy z samolotu do Mediolanu. Wsiedliśmy do lecącego do Pragi, a stamtąd Polskim Busem do Katowic. Dalej koleją do Bielska i autobusem do Kęt
Parę fotek dla zachęty, ale po resztę trzeba zajrzeć tutaj:
Kolorowe góry w Quebrada de Humahuaca
Corrientes, Misiones i Iguazu Falls
Dziękuję za uwagę
11 2017-01-16 17:34:00
Odp: Syria jakiej już nie ma... (10 odpowiedzi, napisanych Wydarzenia w Beskidzie Małym)
Serdecznie zapraszam...
12 2016-11-21 21:17:23
Odp: Kraina ognia i lodu - Islandia 2016 (10 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
2.07.2016 - dzień VI
Jak zwykle wczesna pobódka. Poza Markiem, którego coś straszyło (ciekawe co??) wszyscy się dobrze wyspali. Śniadanie, zwijanie obozowiska i w drogę! Do następnych lodowców. A właściwie jęzorów tego samego Vatnajökull. Podjeżdżamy szutrem do rzeki lodowcowej, przez most już na nogach i dalej w stronę wiecznej zmarzliny. Po drodze zawieramy przyjaźnie z miejscowymi
Lodu jest od groma! Tam gdzie nie jest brudny, mieni się odcieniami błękitu. Trzeszczy i pęka co chwila.
Jeszcze nam mało - jedziemy jeszcze w inne miejsce. Nad spore jeziorko lodowcowe z kamienistą plażą. Przed nami wulkan z obszarpanym kraterem i kawały lodu unoszące się w wodzie. Obłęd!
Można tu wynająć kajaki i popływać pomiędzy dryfującym lodem. Cena mało przystępna - 600zł Po wyczerpującym spacerze posiłek i dalsza jazda. Tuż przy drodze nr1 jest przepiękna laguna Jökulsárlón. Lagunę tworzą wody topniejącego lodowca. Po jeziorze pływają bryły, kostki, góry lodowe. Białe, niebieskie, błękitne, przeźroczyste płyną do morza. Cuda!
A nad tym stada krzykliwych ptaków. Pomiędzy lodem goście na Zodiakach. Ruch i gwar. Ale co tam, takie widoki rekompensują wszystko.
10km dalej, już nie przy drodze, kolejna zatoka - Fjallsárlón.
Tu już jest garstka ludzi, spokój. Bliskość lodowca, dryfującego lodu, cisza przerywana jego pękaniem jest powalająca! Próbujemy, liżemy kostki lodu. Marek po smaku rozpoznaje, że mają... ok. 1000 lat Można by tu siedzieć i siedzieć i patrzeć i...patrzeć bez końca. Następne atrakcje czekają. Przy drodze nr1 są one co kawałek. Dobrze oznaczone, zapraszają. Trzeba mieć tylko ochotę i czas. W interiorze jest inaczej. Trzeba mieć czas na przejazd, a cała droga jest mega atrakcją. Trafiamy do Hof i oglądamy jeden z ostatnich torfowych kościółków.
Trochę inny niż te w Polsce... Dzień zbliża się ku końcowi, ale my jesteśmy niezmordowani. Trafiamy pod Svartifoss. Piękny wodospad (20m) otoczony uformowanymi z lawy charakterystycznymi ciemnymi sześciobocznymi bazaltowymi kolumnami od których barwy pochodzi jego nazwa.
Podobno, kolumny otaczające Svartifoss, posłużyły za inspirację dla architekta Samúelssona przy projektowaniu fasady kościoła Hallgrímskirkja w Rejkiawiku. Chodzi nam po głowach by zostać na noc na kempingu położonym w okolicy, ale ilość ludzi i gwar tego miejsca nas odstrasza. Przesuwamy się jeszcze parę kilometrów na zachód i zjeżdżamy z drogi, by zabiwakować w przepięknym miejscu.
Piknik pod wiszącą skałą... Potoczek płynie tuż przy namiotach. Rozkładamy plandekę i raczymy się czym możemy Widokami, klimatem, wódką i kubańskim cygarem...
3.07.2016 - dzień VII
Biwak w takim miejscu ma taką zaletę, że wychodzimy z namiotu i od razu jest pięknie Tradycyjnie śniadanko, kawa i w drogę. Po krótkiej jeździe w miasteczku Kirkjubæjarklaustur (spróbujcie to wypowiedzieć!) skręcamy w prawo i trafiamy do Fjaðrárgljúfur - przepięknego kanionu, utworzonego w ciągu tysiącleci, przez płynącą z lodowca wodę. Ok. 100m głębokości i 2km długości.
Przeszliśmy całą trasę górą, choć można i dołem. Miejsce szczególnie piękne w słońcu Zachowane w wyjątkowej czystości dzięki takim znakom Jadąc dalej natrafiamy na wielohektarowe pola zastygłej lawy porośniętej wszelkiego rodzaju mchami. Miękki i gruby na 10-15 cm dywan. Bajka! Tylko hobbitów czy innych władców pierścieni brakowało...
Kawałek za Vik naszym oczom ukazuje się Reynisfjara - jedna z najpiękniejszych plaż świata. Gdzie z wody wystają piękne formacje skalne, na plaży są ogromne bazaltowe organy, a piasek jest czarny.
Do tego wszędzie w skałach gniazdują ptaki w tym te, z których słynie ta wyspa - maskonury
Niektórzy je jedzą (lokalny przysmak)-ja tylko zrobiłem parę zdjęć. Spędzamy tu dużo czasu i nie możemy stąd wyjechać, ani nawet oczu oderwać...
No dobra jedziemy dalej. Teraz w planie mamy wodospad Skógafoss. 60m wysokości, 25m szerokości , okolica bardzo zielona. Mgiełka wzbudzona impetem spadającej wody daje ochłodę w ten prawie upalny dzień. W okolicy duże trawiaste pole namiotowe, gdzie pomagam rozbić ultranowoczesny namiot MSR, megazaawansowanym technologicznie Japończykom Sukces!- namiot stoi. Japończyk jest obrażony na swoją dziewczynę...dobrze, że nie na mnie
Obiadujemy ,sycąc oczy widokami. I jazda dalej. Przejeżdżamy niemal u podnóża Eyjafjallajökull, podlodowcowego wulkanu, który w 2010 roku zapylił niemal pół Europy. Lekko dymił...
Tuż za masywem wulkanu skręcamy na Seljaland i po krótkim trekkingu docieramy do Seljavallalaug, najstarszego basenu na Islandii. Tu się odbywały pierwsze "oficjalne" lekcje pływania w tym kraju. Świetna okolica, ale sam basen- kamienno-betonowe koryto ok.25m długości, bez rewelacji. Woda zawiesista, glonowo-zielona. Temperatura taka sobie...
Ogólnie miejsce mocno zaniedbane. Kierując się w stronę Hekli trafiamy do Keldur. Gospodarstwo składające się z ponad dwudziestu torfowych budynków, istnieje nieprzerwanie od niemal tysiąca lat. I jak czegoś takiego nie zobaczyć? Okolica tonie w soczystej zieleni traw. Nad domkami pokrytymi darnią góruje biały kościółek.
Romantyczna okolica i żywej duszy... Postanawiamy, że skoro mamy 4x4, warto pojechać do Landmannalaugar. Podobno to najpiękniejszy region w Islandii – zachwyca niezliczoną ilością barw, form skalnych i niezwykłą roślinnością. Podobno- bo wybrańcy, którzy to zobaczyli dojechali tam drogą północną, a my wybraliśmy się południowo- zachodnią Po kilkudziesięciu kilometrach trudnego szutru, zaczął się arcytrudny off-road. Jazda jak po księżycu bo i takie krajobrazy.
Po kilku kilometrach trafiamy na wracających Anglików, jadących dużym Jeep'em, którym strażnik parku powiedział, że mają za słabe auto i może ich... porwać potok. Był wielki, ryczący i cholernie wartki, a nasz Qashqai wyglądał na jego brzegu jak zabawka Zapada decyzja o odwrocie. Po paru kilometrach zjeżdżamy z super wyboistej, skalistej niby-drogi na ścieżkę, którą zamierzamy dojechać do jakiegoś płaskiego terenu i zabiwakować.
Trafiamy na coś w rodzaju łąki pod sporym nasypem. Okolica spoko, tylko miliony much nie dają nam spokojnie zjeść i pogadać. Całą noc coś huczy, ale tak przyjemnie, monotonnie. Dopiero rano Marek odkrywa, że 150m od namiotów jest piękny wodospad.
Nie widzieliśmy go, bo nie spadał z góry, ale z poziomu łąki w rozpadlinę. Uciekamy od much i nieziemskiego krajobrazu w stronę Hveragerdi. Parę kilometrów za miasteczkiem jest parking, z którego po krótkim ( 9km tam i z powrotem) trekkingu dochodzimy do Reykjadalur - Parującej Doliny. Jest piękna!
Zielona z mnóstwem parujących, gorących źródeł, dziur w ziemi z bulgoczącym błotem oraz z tym po co tu przyszliśmy- gorącą rzeką, albo raczej potoczkiem górskim. Położyć się w takim potoku...hm, bajka! Woda gorąca, widoki zniewalające. Bardzo się cieszymy wszyscy ,że tu dotarliśmy.
Byliśmy w tej okolicy parę dni temu, ale lało jak z cebra i nie byłoby takiej frajdy. Gdyby nie to,że niebawem mamy samolot i że woda jest ciut za ciepła, można by tu siedzieć i podziwiać cuda natury. Po drodze do Keflaviku oglądamy jeszcze klify i urwiska.
Mijamy się też z reprezentacją Islandii w piłce nożnej, wracającą po Mistrzostwach Europy do domu. Po kilku uśmiechach i machaniu łapkami, jedziemy w swoje strony.
Do domu. Po krótkim locie, lądujemy nad ranem w Gdańsku i od razu wsiadamy w Pendolino do Krakowa. Stąd już busem tylko chwila i jesteśmy w domu. Ale po co?! My chcemy na Islandię! Sporo zobaczyliśmy, ale wiele ciekawych miejsc jeszcze zostało...Będzie po co wrócić
13 2016-11-21 20:56:52
Odp: Kraina ognia i lodu - Islandia 2016 (10 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Obiecana relacja została... sklecona. Kto chętny do czytania i oglądania to zapraszam
27.06.2016 - dzień I
5.40- Bielsko-Biała,dworzec kolejowy. Wyruszamy w naszą podróż na Islandię z fasonem Pendolino do Gdańska odjeżdża o czasie, a podróż przebiega w atmosferze radosnej ekscytacji wyjazdowej. Bagażu nawet nie pilnujemy, kto by zwinął bety ważące po ..32kg ? Na całej trasie pociąg złapał 45min. opóźnienie, ale i tak niczym poza samolotem, nie dotarlibyśmy z Bielska do Gdańska poniżej 7h. Aż na drugi koniec Polski, bo stąd mieliśmy kupione, niedrogie bilety WizzAir do Keflaviku.
Wylot mamy ok.18.00, wiec trochę pokręciliśmy się po mieście zjadając pyszny wegetariański obiad. Lądujemy na Islandii po 3,5h lotu w pięknej słonecznej pogodzie. Jest godzina 21 z groszem a słońce nadal wysoko.
Biorąc pod uwagę,że wschód słońca jest ok. godziny 3.00 , a zachód o 24.00 to Islandia jest idealnym krajem do zwiedzania. Można to robić całą dobę, bo jest tu non-stop jasno
W wypożyczalni okazuje się, że naszego opłaconego 5 miesięcy temu auta nie ma Dlatego wybraliśmy i zarezerwowaliśmy kombi, bo jesteśmy w 5 osób i mamy 3 duże pakunki i 5 małych plecaków...
Po negocjacjach i naszym kręceniu nosem na różne samochodowe oferty, pani przyprowadza nowiuteńkiego Nissana Qashqai'a. Ten wybór nas satysfakcjonuje, a wręcz uszczęśliwia. Po wymontowaniu paru półek i rolety w bagażniku, auto nadaje się do jazdy. Ten model ma napęd 4x4. Hurra! Będziemy mogli wjechać na drogi typu F. To się nazywa upgrade
Jakoś, z wielkim trudem, udaje nam się wszystko zapakować. Dopiero w okolicach 3-go dnia, pakowanie bagażnika i układanie się w aucie idzie nam naprawdę nieźle
Po 5 min. jazdy już wiemy, że jest tu nienaturalnie pięknie, że trzeba się przygotować na mocne doznania... ,że widoki zapierają dech w piersiach i zacznie nam brakować słów, aby właściwie określić otaczające nas zewsząd piękno przyrody.
Pierwszą rzeczą jaką wizytujemy jest most łączący płyty kontynentalne- euroazjatycką z północnoamerykańską. Jest późno, po całym dniu w drodze , pobudce o 4 rano, jesteśmy wypompowani i szukamy miejsca na rozbicie namiotów. Pole geotermalne ?
Czemu nie! Wprawdzie wszystko syczy, bulgocze, pachnie siarką i jest gorące, ale zakładamy ,że dzisiaj nie wybuchnie. Spacerujemy po okolicy, pożeramy widoki i kolację. Następnie rozkładamy namioty i kładziemy się spać. Aha! wypadałoby przedstawić ekipę... Od tyłu(od lewej) - Marek, Kazik, Ola, Sławek i ja.
28.06.2016 - dzień II
Wstajemy wyspani, ale głodni. Niestety nie mamy na czym zagotować wody.W samolotach nie wolno przewozić takich sprzętów jak butle z gazem. Pierwszą rzeczą jaką robimy, to wizyta na stacji paliw N1 i zakup nakręcanych kartuszy .Tu pierwszy raz poznajemy islandzką gościnność. Zostajemy poczęstowani kawą i ciastkami. Nie wiem czy wszyscy tak mają, ale my jesteśmy nader sympatyczną brygadą, więc może to dlatego Ruszamy na śniadanie. Znalezienie stolika z ławkami i zjedzenie posiłku nie zajmuje nam dużo czasu
Szerokim łukiem omijamy komercyjną atrakcję wyspy - Blue Lagoon i udajemy się w stronę tzw. Golden Cirkle. Najpierw wizytacja wybrzeża (piękne skaliste z czarnymi plażami) i ruszamy dalej.
Po drodze mijamy przepiękne pole geotermalne i świetne jezioro.
Pingvellir, miejsce gdzie zbierał się średniowieczny parlament. Fajnie widać "pęknięcie" między płytami kontynentalnymi. Wodospad, rzeka z rozlewiskiem tworzy urocze miejsce. Dużo tu tras turystycznych , ale też i sporo ludzi.
Przy dobrej pogodzie można by tu spędzić więcej czasu, ale wieje i jest chłodno.Tak się nam przynajmniej wydaje.Jeszcze nie wiemy,że trafiliśmy na najcieplejsze islandzkie lato od dekady. Stamtąd jedziemy w rejon Geysir, gdzie ziemia wyrzuca w powietrze słupy gorącej wody. Strokkur- gejzer strzelający w niebo co ok.10 min, na wysokość 30-35m robi na nas wrażenie... i na dziesiątkach innych turystów też...
Główne atrakcje w Golden Cirkle są niestety mocno obłożone ludźmi Niektóre biura podróży ograniczają pobyt na tej pięknej wyspie tylko do tego rejonu+ Reykjavík.
Ogromne wrażenie robi na nas najsłynniejszy islandzki wodospad - Gullfoss. Dwa progi : 11 i 21 m , z których woda spada z impetem i płynie dalej 2km wąwozem szerokim na 70m. Pogoda jest...islandzka, ale łazimy po okolicy. Wzdłuż wodospadu są poprowadzone ścieżki i można go oglądać z różnych stron.
Po obejrzeniu tego cuda, zmarznięciu i zmoknięciu ( woda spada i pyli jak diabli) ruszamy drogą F-35 w stronę Kjólur. Interior jest dziki ,piękny i prawie bezludny. Kilkanaście kilometrów po przekroczeniu szlabanu zakazującego jazdę samochodom bez napędu na cztery koła, znajdujemy duży schron turystyczny. Nasze lokum jest świetne, czyste i co najważniejsze suche. W środku są prycze na ok. 20 osób. Żeby było cieplej rozkładamy w środku namioty. Świętujemy zakończenie dnia w pięknych okolicznościach przyrody jedzeniem , piciem i wesołymi rozmowami Chłopaki mają ze sobą "czarną walizkę", która jest w rzeczywistości granatowa. To ich przenośna spiżarnia Tutaj jedzenie jest tak bardzo drogie, że warto było je przywieźć ze sobą. Walizka mogłaby zostać bohaterem wielu historii i i dużo by opowiadać co zawierała Mówiąc krótko - wszystko! Wszystko, a nawet więcej co potrzebuje do wykwintnego żywienia 3 facetów. A jeszcze i nas podkarmiali i to nie chlebem ze smalcem. Szynka,sery,jaja gotowane, avocado, pomidory w różnych postaciach czy zioła z różnych zakątków świata... Takie specjały mieściła czarna waliza. I chyba nie miała dna
29.06.2016 - dzień III
Budzimy się po pięknie przespanej nocy, pomimo ulewy na zewnątrz. Już jest lepiej, nie pada, przeciera się.;) Kibelek jest na zewnątrz nieopodal zimnej i mętnej rzeki lodowcowej, w której dokonujemy porannej toalety. Na ściano-suficie zostawiamy naklejkę Klubu Kulinarnego Podróżnika i coś jeszcze... Mieliśmy flagę biało-czerwoną, taką do zamocowania na szybie samochodu, ale przez pomyłkę została w schronie I szlag wziął patriotyzm
Ruszamy żwawo przez interior w kierunku Blónduós, żeby na drodze nr 1 odbić w prawo na Akureyri. To kawał drogi. I nie asfaltowej tylko szutrowej. Pogoda nam dopisuje. Świeci słońce, jest pięknie. Na takiej nawierzchni jest fajna "zabawa" tym bardziej, że ruch drogowy jest...żaden Krajobrazy powalają! Jedziemy między dwoma lodowcami, których czoła zdają się spływać na coś w rodzaju kamienistej pustyni. Jeden z nich nazywa się Langjókull (długi lodowiec), drugi Hofsjókull (wysoki lodowiec).
Co kawałek rwące potoki i wodospady, ogromne łąki porośnięte wełniankami i ta przestrzeń...Kierowcy, rzadko spotykanych samochodów, pozdrawiają się serdecznie.
Na takim bezludziu człowiek czuje się malutki i bezbronny. Ta nasza wyprawa to taki typowy "film drogi". Walimy kilometry, świetnie się przy tym bawiąc, a krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie. Lubię ten rodzaj podróży, bo dużo się dzieje.
Po drodze zaliczamy kąpiel w przepięknych naturalnych basenach Hveravellir w "dolinie gorących źródeł". Okolica jest geotermalna - wszystko dymi i bulgocze. Do "naszego basenu", rurą jest wlewana lodowata woda, żeby się nie poparzyć! Jest przepięknie dla duszy i ciała No i to nasza pierwsza kąpiel od 3 dni. Należało się nam To podobno najlepsze miejsce do kąpieli na Kjólur.
Ludzi trochę jest, większość spaceruje, nieliczni decydują się na kąpiel. Dziwne, bo miejsce jest do tego przygotowane i aż się prosi żeby wejść do wody. Sama woda pachnie trochę jajecznie i jest tłusta w dotyku. Łańcuszek Marka cudownie zmienił kolor ze srebrnego na bliżej nie określony... Pewnie miał podróbę Dojazd tutaj tylko autem 4x4. Zdarzają się też duże autokary na terenowym zawieszeniu. Tak tutaj podróżują zorganizowane grupy.
Coś o aucie... Marna z niego terenówka , ale daje radę.
Jest nam trochę ciasno. Ja z przodu, za kierownicą mam dobrze do jazdy, Kazik z boku też spoko - coś ma tylko pod nogami. Ola z chłopakami mają lekki ścisk. Nic nie narzekają, bo rekompensat jest wiele, ale nie ma im czego zazdrościć Z pakowaniem doszliśmy już do jako takiej wprawy. Robimy to szybko i sprawnie. Posiłek w plenerze, który wiąże się z rozpakowaniem całego bagażnika to pikuś! Po wielu różnych, wybieramy wspólnie tę jedyną...płytę wyjazdu. Wiązanka mojej produkcji z najlepszymi utworami Dire Straits, będzie już do końca wyjazdu, słuchana na okrągło I na zawsze będzie się nam kojarzyć z Islandią. Śpiewamy i jedziemy dalej...do Akureyri.
Fiord wita nas deszczem i wiatrem. Kiepska pogoda na zwiedzanie miasta.Kręcimy się trochę po mieście, zaglądamy do IT. Nie czekamy na poprawę, choć na Islandii może ona nastąpić na przykład za ok...5 min. W planach mamy Goóafoss. Szeroki na 30 i wysoki na 12m wodospad, jest nie tylko piękny, ale i ważny historycznie. To tu, po przyjęciu chrześcijaństwa, przewodniczący parlamentu, wrzucił posągi pogańskich bóstw. Stąd nazwa "wodospad bogów". Pada deszcz i jest chłodno. Przydaje się parasol. Szczególnie przy robieniu zdjęć. Podchodzimy dosyć blisko, ale śliska skała nie jest bezpieczna...Po krótkim spacerze udajemy się w dalszą drogę.
Na naszej trasie wyłania się jezioro Myvatn. Piękne, z całą masą małych wysepek. Z krystalicznie czystą wodą mającą w najgłębszym miejscu 4,5m. Jest późno, ale jasno wiec postanawiamy zobaczyć jeszcze Dimmuborgir. Skalne miasto pozostałe po jeziorze lawy sprzed 2tys.lat. Wikingowie wierzyli, że mieszkają tu elfy i trolle. Zza chmur wychodzi słońce i pięknie oświetla skały. Bajkowo. Poza tym jest zimno i mamy spory kłopot z rozbiciem namiotów. Jesteśmy w PN i wszędzie są tablice informujące o zakazie biwakowania. Około 23.30 trafiamy przypadkiem na całkiem duże pole namiotowe, leżące przy głównej drodze. Turystów mało i o tej godzinie nie ma już nikogo z obsługi ...
30.06.2016 - dzień IV
Śpimy jak zwykle szybko i intensywnie Wstajemy i wyruszamy ok. 7.00. O tej godzinie jeszcze nie ma nikogo z obsługi ... Jedziemy ponownie nad jezioro, by zobaczyć go w porannym słońcu. Jest piękne i fajnie byłoby tu popływać kajakami. Ale nie mamy sprzętu pływającego, wiec ruszamy dalej.
Przed nami, albo właściwie nad nami Hverfjall (425m n.p.m., a ok.200m nad poziomem Myvatn). Wychodzimy na koronę i robimy sobie tam mały spacer. Wulkan ma ponad kilometr szerokości. W dole (140m) kaldera, zasypana popiołem, zadziwia nas swoją wielkością. Wieje, że głowy chce pourywać Szybko schodzimy i po krótkiej przejażdżce trafiamy do gorących źródeł w... jaskini. Grjótagja. Miejsce odlotowe, ale niestety nie można się tu kąpać Pomnik natury. Trudno, nie to nie. Posuwając się nadal "1" wjeżdżamy na Bjarnarflag - duże pole geotermalne.
Następnym cudem natury na naszej trasie jest Hverarónd. Pole termalne pełne dymiących kopczyków i bulgocących błotnych oczek. W okolicy unosi się mocny siarkowy smrodek. Nad wszystkim góruje zbocze Namafiall z pokładami niewydobytej przed wiekami siarki. Ponieważ turyści się często dotkliwie parzyli, zbudowano drewniane kładki i pomosty, po których można się bezpiecznie przemieszczać. Duża dawka kolorów dla oka Przepiękne miejsce, choć z racji bliskości drogi nr1, mocno oblegane. Wjeżdżamy w rejon Krafla. Nazwa pochodzi od wulkanu, dziś uznawanego za wygasły. W latach 70 XX w. wybudowano tu elektrownię, wykorzystującą drzemiącą pod ziemią energię. Odwiedzamy ciekawą salę multimedialną. Dokładnie tu przedstawiono procesy erupcji wulkanów i metodę zamiany ciepła z ziemi na prąd elektryczny. Do tego jeszcze islandzka gościnność - kawa, herbata, mleko. I ciepła czyściutka toaleta Kawałek za elektrownią leży Viti, co oznacza "piekło". Wchodzimy na koronę malowniczego, częściowo wypełnionego wodą krateru. Jest tu kilka tras trekkingowych.
Po rozgrzewającej wizycie na "gorącej ziemi" czeka nas ochłodzenie...Takie z reguły następuje w pobliżu wielkich wodospadów. A właśnie jesteśmy nad najpotężniejszym wodospadem w Europie. Dettifoss ma szerokość 100m, a woda z lodowca Vatnajókull spada tu z wysokości 45m. Piorunujące wrażenie. Na widok ilości i szybkości wody otwierają się nam buzie. Trasa widokowa jest poprowadzona tak, że można oglądać to cudo z różnych stron. Jest oczywiście zimno i mokro.
Kilometr w górę rzeki jest kolejny wodospad. Selfoss jest dużo mniejszy, ma tylko 10m wysokości, ale dość oryginalny. Woda spada z progu, nie zwyczajowo usytuowanego w poprzek , ale wzdłuż rzeki. To pierwszy taki wodospad jaki widziałem :)Idzie się sporym klifem, a dołem płynie rzeka.
Pogoda się wyraźnie popsuła. Wieje, leje i zimno jak diabli, a trzeba jechać dalej. Przy drodze dostrzegamy sporych rozmiarów drewniany wigwam. Opodal jest motel czy temu podobny przybytek. Postanawiamy się zapytać czy możemy skorzystać ze schronienia i coś zjeść pod dachem. Oczywiście wigwam jest do naszej dyspozycji, tylko prośba żebyśmy nie palili ogniska, bo drewno jest przygotowane na wieczór... A jak po jedzeniu będziemy mieli ochotę na relaks, to pani zaprasza do jakuzi usytuowanego za budynkiem motelu. Oczywiście nieodpłatnie...takie rzeczy w Polsce się nie dzieją! Wymoczeni i wymyci w solidnym węźle sanitarnym, pomykamy radośnie, pomimo fatalnej pogody, na wschód. Dzisiaj mecz Polska- Portugalia, a chłopaki są wielkimi kibicami i chcą zorganizować na 21.00 jakiś telewizor. Postanawiamy zatrzymać się w Egilsstadir i na stacji benzynowej obejrzeć mecz. Po nerwowym poszukiwaniu stacji, siedzimy przed telewizorem. Ale obsługa nie potrafi zmienić kanału na ten właściwy! Nerwowo poszukujemy innej stacji z meczem w telewizorze. Znajdujemy i razem z nami kibicuje chłopak, który się do nas dosiadł. Ted (33l.) mieszka w Australii, większość życia spędził w Ameryce, a urodził się w ...Polsce. Pięknie mówi po polsku i jedzie na urodziny do babci do Ciechocinka Spotkanie pierwsza klasa. Mecz się skończył. Dostaliśmy baty, na dodatek leje i jest paskudnie, a namioty gdzieś trzeba rozłożyć... Okolica jest nieprzyjazna. Nic płaskiego i suchego. Jedziemy przez góry na wschód. Tu leży śnieg! Potoki chcą wyskoczyć z koryt...Robi się mało sympatycznie Przy drodze jest coś w rodzaju bazy dla robotników drogowych. Wszystko pozamykane na cztery spusty. Otwarty jest tylko...kontener Chłopaki liczą na piękną suchą polankę, więc jedziemy dalej, ale ja nie mam złudzeń. Po 30min. wracamy do blaszanego hotelu. Rozbijamy w środku namiot, bo jest okropnie zimno. Jemy i pijemy. Na frasunek dobry trunek Kładziemy się spać w przyzwoitych warunkach, a nie w deszczu i chłodzie. Niby błaha rzecz, a cieszy
1.07.2016 - dzień V
Słońce nie wyszło, śnieg nie stopniał Nic się w pogodzie nie zmieniło. Jest paskudna! Po sytym śniadanku opuszczamy nasz kontener i drogą nr1 , miejscami szutrową, jedziemy na Hófn. Leje, wieje, błoto obryzguje przednią szybę. Stajemy w miejscu z widokiem na piękny i duży wodospad. Aura nie sprzyja kontemplacji. Wiatr jest tak silny, że o mało co nie wywraca Oli. W Djupivogur oglądamy Langabud - jeden z najstarszych domów na Islandii ( XVIIIw.)
Budynek zachował oryginalny wystrój i znajduje się w nim muzeum, punkt IT i kawiarnia. Smakołyki nas kusiły, ale niestety ceny szybko ostudziły nasze apetyty. Nie żeby się sknerzyć, ale kawałek tortu czekoladowego z żurawiną za ...60zł to chyba przesada Nie cały tort- 1 kawałek! Jak już jesteśmy przy jedzeniu, to warto wspomnieć o innym islandzkim smakołyku, jakim jest skyr. Produkowany z odtłuszczonego mleka, bogaty w białka i witaminy, a zarazem ubogi w kalorie. Spożywa się go na wiele sposobów. Coś w rodzaju naszego jogurtu- w różnych smakach. Dobrze smakuje i pachnie. Nie można tego powiedzieć o hakarlu - gnijącym mięsie rekina, które przed spożyciem zakopuje się na pół roku w ziemi. Smakuje, podobno nieco lepiej niż pachnie. W sklepie, obok półki na której leżał hakarl w opakowaniu!, cuchnęło jak diabli. To dorzućmy jeszcze coś do picia Miejscowym specjałem jest maltextrakt - bezalkoholowe piwo słodowe.
No to do Höfn. Tu wpadamy do muzeum trudu rybackiego, urządzonego w najstarszym budynku w mieście. Nie ma nikogo z obsługi, a eksponaty, nawet te bardzo stare, leżą niczym nie zabezpieczone. Wszystko można dotknąć czy wziąć do ręki. U nas wszystko to, zaraz znalazłoby się na jednym z portali aukcyjnych Pogoda nie rozpieszcza, ale robi się coraz jaśniej i przestaje padać. Wyjeżdżamy z Höfn na zachód. Po drodze oglądamy ciekawie położony cmentarz, z którym związana jest jeszcze inna historia. Po prawej stronie od pewnego czasu, mamy przez cały czas rozciągnięte, wielkie cielsko lodowca Vatnajökull.
Jest ogromny, trzeci co do wielkości lodowiec świata. Kusi nas swoimi jęzorami, spływającymi co jakiś czas w stronę drogi. Dajemy się namówić i skręcamy w stronę jęzora. Szutrową drogą dojeżdżamy możliwie daleko, potem na nogach, dochodzimy do jeziorka utworzonego przed lodowcem. Samo czoło lodowca jest brudne, umorusane gliną i kamieniami. Okolica i ogrom lodu robią duże wrażenie. Świetne są te nasze spacery.
Po dużej ilości zamrożonej wody, odmiana - gorące źródło. Tak gorące, że nie wiemy jak do niego wejść Wygrzani i wymoczeni rozglądamy się za miejscem pod namiot. Okolica jest mocno kamienista i pofałdowana. A była ostatnio zielona trawka i płaski teren. Ale na ...cmentarzu. Wracamy, oglądamy i ...rozbijamy namioty tuż przy bramie cmentarza. Kolacja, kieliszeczek na dobry sen i dobranoc.
14 2016-11-18 16:14:40
Odp: Syria jakiej już nie ma... (10 odpowiedzi, napisanych Wydarzenia w Beskidzie Małym)
Spotkanie się odbyło Choć przeżyłem je nie bez trudu Widownia w ilości 160 osób, potrafi onieśmielić...
15 2016-11-10 16:59:31
Temat: Syria jakiej już nie ma... (10 odpowiedzi, napisanych Wydarzenia w Beskidzie Małym)
Zapraszam na spotkanie w Wadowickim Centrum Kultury, w najbliższy czwartek 17 listopada o godz. 18.00
Opowiem co nieco o ciekawym i pięknym kraju, jakim jeszcze niedawno była, Syria. Wstęp jest wolny.
16 2016-10-28 18:59:58
Odp: Kraina ognia i lodu - Islandia 2016 (10 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Dam znać, obiecuję Póki co próbuję sklecić jakąś relację
17 2016-10-20 16:36:57
Temat: Kraina ognia i lodu - Islandia 2016 (10 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Cześć wszystkim!
Dawno tu nie zaglądałem i żeby nie było ,że gdzieś przepadłem ...
Byłem w paru miejscach, nawet ciekawych...
Podzielę się tym co widziałem...
Chętnie podpowiem coś, jeśli ktoś by się skusił, na odwiedzenie tej pięknej krainy.
Niestety Picasa nam zlikwidowali, ale w G+ też coś widać
Zapraszam do oglądnięcia zdjęć: Islandia 2016
18 2016-03-29 21:32:40
Odp: Czomolungma (11 odpowiedzi, napisanych Off-Topic)
Nie właziłem na górę w tym programie, ale całkiem niedawno, bo 18.03.2016 rozmawiałem o tym z Leszkiem Cichym
Był w Wieprzu w naszym Klubie Kulinarnego Podróżnika i opowiadał o Evereście, Grenlandii i Ugandzie. Bardzo sympatyczne spotkanie
https://picasaweb.google.com/1141556487 … rzu1832015
19 2015-12-24 13:14:52
Odp: Boże Narodzenie 2015 (8 odpowiedzi, napisanych Off-Topic)
Dobrych Świąt Wam życzę i wszystkiego co najlepsze...
I piosenkę na poprawienie nastroju:
20 2015-11-25 16:06:22
Odp: Slajdy na Potrójnej. (2 odpowiedzi, napisanych Planowane wycieczki)
A ja dam radę i chyba się skuszę na ten ...żurek
21 2015-09-29 15:53:25
Odp: 30.06-14.07-2015- biwak zimowy czyli Przygody Tomka na Czarnym Lądzie (19 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
W tamtym kierunku raczej się nie wybieram wink ale skutecznie skorzystałam z Twojej relacji z Gruzji tongue
Nigdy Jolu, nie mów nigdy
Skorzystałaś?Nie myślałem,że ktoś to czyta A gdzie relacja z tej Gruzji??
22 2015-09-24 19:27:31
Odp: Sztuka cierpienia. (18 odpowiedzi, napisanych Beskidy (polskie, czeskie i słowackie))
"Bo to nie jest OWCA!!!"
A mówił, że jest?? Kłamczuszek
23 2015-09-23 16:09:03
Odp: 30.06-14.07-2015- biwak zimowy czyli Przygody Tomka na Czarnym Lądzie (19 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
Chyba mnie źle zrozumiałeś TNT'omku. big_smile Właśnie, ja nie chcę bez przygotowania ! big_smile
Żartowałem tylko Ale ludzie jeżdżą na różne sposoby...Ale z reguły jest tak: więcej ryzykujesz masz większe doznania.
I nie mówię tu o HIV
Z pewnością takie przeszliście, wybierając się w te rejony świata.
I tu Cię rozczaruję...nie robiliśmy żadnych dodatkowych specjalistycznych szczepień!
Mam od jakiegoś czasu ważne szczepy na żółtaczkę, dur brzuszny i tężec i uznałem ,że to wystarczy.
Te rejony są w porze zimowej wolne od malarii. Może coś w Botswanie nad Okawango, ale tam się nie wybieraliśmy.
Na pasożyty z pokarmów nie ma szczepionek... tylko zdrowy rozsądek
Od pożarcia przez lwa czy rozdeptania przez słonia żadne medykamenty nie ratują
24 2015-09-22 20:38:50
Odp: 30.06-14.07-2015- biwak zimowy czyli Przygody Tomka na Czarnym Lądzie (19 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
kontynent do wizytowania którego trzeba się wcześniej odpowiednio przygotować
Można jechać bez przygotowania, czemu nie? Ale nie pod namioty tylko do hotelu z...biurem podróży Pewnie tez jest fajnie?
25 2015-09-22 18:13:42
Odp: 30.06-14.07-2015- biwak zimowy czyli Przygody Tomka na Czarnym Lądzie (19 odpowiedzi, napisanych Wyprawy pozagórskie)
To musi być niesamowite przeżycie – ta pustynna cisza
Niesamowita jest też ciemność.
Słońce zachodzi ok.18-stej. Po chwili zapada mrok. Nim wzejdzie księżyc ok. 19,30 jest absolutnie ciemno poza światłem gwiazd. A jest ich całe mnóstwo i tak wydają się być nisko, że masz ochotę po nie sięgać
Efekt jest taki temu, że w promieniu dziesiątek (niekiedy setek) kilometrów nie ma żadnych źródeł światła.
Neno jedź bo warto Służę radą i pomocą w zorganizowaniu wyprawy