Odp: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Piękne jesienne kolorki
Wpadłem na pomysł, że może opuszczę stanowisko pracy i w ramach 15-minutowej przerwy rozpocznę spacer trochę wcześniej.
Nie macie tam czasem jakiegoś wolnego etatu sprocket73 ?
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony Poprzednia 1 … 29 30 31 32 33 34 35 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Piękne jesienne kolorki
Wpadłem na pomysł, że może opuszczę stanowisko pracy i w ramach 15-minutowej przerwy rozpocznę spacer trochę wcześniej.
Nie macie tam czasem jakiegoś wolnego etatu sprocket73 ?
Jest taki abstynencki Klub Górski Zdobywcy z Żywca. Wzięliśmy udział w zakończeniu sezonu tego klubu. Rozpoczęliśmy w Oczkowie w Beskidzie Małym. Nie spodziewałem się, że impreza będzie tak masowa.
W lesie jesień na całego. Przepiękne kolorki.
Były aż 3 pieski... i szły luzem.
Zabrałem ze sobą kolegę, ale źle się zachowywał. Pił wódkę z gwinta. Przepraszam za niego.
Ogólnie atmosfera była bardzo radosna.
Zdobyliśmy szczyt - Jaworzynę.
Kolorki były tak piękne...
...że Dobromił padł.
Dzień miał być z przebłyskami słońca, ale było ich zdecydowanie za mało.
Jest idealny czas na jesienną wycieczkę w góry.
Dotarliśmy do leśniczówki w Międzybrodziu, gdzie było ognicho i impreza na całego.
Wnętrze leśniczówki.
Pożegnaliśmy coraz lepiej bawiących się klubowiczów. Pora wracać do auta. Wyszło słońce na koniec.
Fajny zachód z chmurkami.
Końcówka na czołówkach.
Fajna sprawa taka klubowa wycieczka
Byliście kiedyś w paśmie Zabawy? To taka nieznana część Beskidu Śląskiego (wg starego podziału), bo po nowemu to już nawet nie są góry. tylko jakieś międzygórze. W każdym razie nic wartego uwagi. Nie ma tam nawet kawałka szlaku turystycznego PTTK. Nie widziałem nigdy relacji z tamtych stron. Był plan, żeby się tam kiedyś wybrać i ten dzień właśnie nastąpił
Jedziemy do Milówki, parkujemy przy stacji Milówka-Zabawa, przechodzimy Sołę i zaczynamy zabawę
Na początek idziemy na najwyższy szczyt - Zabawa 824 m.
Słońce jak padnie na liście, to kolorki, że hej!
Spore urozmaicenie, niektóre drzewa już późnojesienne.
A tuż obok jeszcze zielono-żółto.
Zabawa zdobyta, można odpocząć. Ciepły dzień.
Następnie idziemy w kierunku Małej Zabawy. W zasadzie nie ma czego opisywać, każde zdjęcie można by zatytuować - kolorki
Odmiana od kolorków - kropelki
To jest szczyt - Mała Zabawa.
Idziemy dalej i Ukochana zaczyna trochę marudzić, że nie ma żadnych widoków i jakby nie te kolorki, to byłoby nudno.
Jak na zawołanie wchodzimy w część widokową. Jest tu wiata i tablica informacyjna o lokalnym szlaku Trzech Harnasi za 140 tys. zł. z budżetu obywatelskiego. Ciekawostką jest, że są również informacje napisane językiem Braille’a.
Widok na Rachowiec.
W drugą stronę od Rysianki do Krawców Wierchu.
A jest jeszcze Muńcuł.
Krajobraz psują słupy wysokiego napięcia, ale może niekoniecznie psują... urozmaicają.
Schodzimy w stronę Rajczy.
Kolorków nie ma, ale i tak jest zajebiście
Następnie innym grzbietem wracamy w kierunku Małej Zabawy.
Cały czas jest widokowo i są to bardzo świeże widoki
Przy okazji zbieramy całą reklamówkę Kani.
Wracamy do strefy kolorków.
Na koniec słońce chowa się za chmurami, ale i tak mamy już niedaleko do auta.
Pasmo Zabawy zaliczone. W zasadzie całkiem fajne tereny
Po udanym wycieczkowo weekendzie nadszedł poniedziałek i pojechałem na kolejną wycieczkę. Monotonne mam życie.
Rozpoczynam od Miejskiej Góry nad Limanową. Miałem nawet pomysł, żeby być tu na wschód, ale ostatecznie się nie zdecydowałem.
Pogoda akurat na chwile siadła. Słońce schowało się za grubą warstwą wysokich chmur. Szkoda.
Limanowa.
Z nadzieją, że się polepszy ruszam dalej i faktycznie się polepszyło
Wychodzimy na górę Sarczyn. Kolorki zadowalające.
Widok na Sałasz Zachodni.
Bukowy las na grzbiecie wygląda zjawiskowo.
Tobi się komponuje idealnie
Czasem coś widać w dole.
Ale kwintesencją jest ten las.
Kolorki atakują i zaczynam tego nie wytrzymywać.
No ileż można wytrzymać!
W końcu poddaję się, nie dam rady już więcej. Podejmuję decyzję o zejściu w dół, ale tam wcale nie jest łatwiej.
Osaczają mnie z wszystkich stron.
W końcu padam z wrażenia.
Udało się ostatkiem sił opuścić strefę kolorków.
Dochodzę do cywilizacji.
Dzień się powoli kończy.
Na powrocie ponownie zahaczam o Miejską Górę, akurat w porze zachodu.
Wykonuję zdjęcie artystyczne.
Na koniec widok na Tatry.
Trzeba przyznać, że ładną mamy jesień tego roku.
Sytuacja w przyrodzie zmienia się bardzo szybko. Opady deszczu i silne wiatry wiatry sprawiły, że w pewnych miejscach drzew są już nagie. Jednak zgodnie z zasadą, że nie można lekceważyć okien pogodowych pojechałem w Beskid Mały. Wciąż niebrzydko, ale apogeum już za nami
W zasadzie uznałem sezon jesienny za zakończony, ale w sobotnie popołudnie wybrałem się na małą wycieczkę w najbliższej okolicy - na Diablą Górę do Bukowna.
Diabla Góra jest dość stroma i skalista.
Piękna jesień tu wciąż trwa!
Pozwiedzaliśmy jaskinię.
Ciasna jest, ale wlazłem do środka. Tobi był w szoku, ze się zmieściłem.
Pogoda momentami było rewelacyjna.
W tych stronach kolorki wciąż w formie
Poszliśmy zobaczyć czy Sztoła wciąż wyschnięta.
O dziwo całkiem dużo w niej wody. Czyżby się odrodziła?
Tobi dzielnie przeprawia się po pniu. Chwilę wcześniej ja się przeprawiałem
Kolorki!!! A Dobromił już postawił na nich krzyżyk, cieszył się że już po nich
Na koniec, idealnie w porze zachodu zdobyliśmy jeszcze jakąś górkę z wychodnią wapienną.
Taka to wyszła wycieczka w sumie nieplanowana
Dokładnie, apogeum złotej jesieni już za nami. Dzisiaj byłam na spacerze i wiele drzew jest już ogołoconych z liści. Wiatr halny zrobił swoje. Nastał czas rudych dywanów .
Ta fota jest niesamowita !
Korzystając z okna pogodowego w dniu wczorajszym powłóczyłem się trochę po B.Śląskim
Jesień taka schyłkowa... ale ładna
Idę na Kościelec bezszlakowo.
Kolorki dla Dobromiła
Przy tej skałce z oknem jeszcze nie byłem.
Trzeba zdobyć.
Czy widać satysfakcję ze zdobycia?
Tobiemu chyba się podobała wycieczka, on lubi skały
Jesienne widoczki niczego sobie.
Taka późna jesień również ma swój urok.
Biedny piesek znowu musi pozować.
Dzień już bardzo krótki.
Przejrzystość była całkiem dobra.
Tatry.
Mała Fatra.
Zachód za Śląsko-Morawskim.
Niestety nie zapytałem na FB o której robi się ciemno i zastała mnie noc w górach.
Chodzenie po ciemku jest bardzo niebezpieczne. Unikajcie tego.
Była to kolejna ostatnia jesienna wycieczka w tym roku. Coś nie mogę się z tą jesienią pożegnać
Ostatnio jest moda na wycieczki w dupiatej pogodzie. Postanowiłem się nie wyłamywać
Prognozy deszcz ze śniegiem. Jadę na Przełęcz Kocierską. Warunki idealne na letnie opony
Ruszam w kierunku Potrójnej.
Nie ma co za bardzo marudzić. Zima
Potrójna jak zawsze oferuje fajne widoczki na najbliższa okolicę.
Potem pogoda zgodnie z zapowiedziami się popsuła. Sypnęło śniegiem, zawiało wiatrem. zrobiło się tak groźnie zimowo.
Zeszedłem niżej.
Najpierw wróciły akcenty jesienne.
A potem w ogóle wróciła mokra jesień.
Na koniec trzeba było wrócić do auta i znowu nadeszła zima.
Fajny taki przekładaniec zimowo-jesienny
W listopadzie przyszła zima - taka prawdziwa, mroźna i śnieżna. Pomimo braku perspektyw na słońce, postanowiliśmy ją zobaczyć z bliska. Plan następujący: Zawoja Mosorne - Mosorny Groń - Polica. Przed wycieczką miałem złe przeczucia. Sam dojazd na parking przy niebieskim szlaku wydawał mi się trudny - ciągle pada śnieg. Na Policy temperatura odczuwalna -14 i porywisty wiatr.
W praktyce początek poszedł całkiem dobrze. Na parking dojechaliśmy, mimo że boczną drogą nie przejechał żaden pług. Ukochana nawet nie zbuntowała się, jak od razu poszliśmy przeprawiać się przez potok.
Cel przeprawy był taki, żeby sobie wyjść bezszlakowo na Mosorny Groń. Im wyżej, tym więcej śniegu.
Trzeba zdobyć wieżę widokową. Jeszcze na niej nie byłem.
Na wieży hula wiatr. Lodowaty wiatr przenika wszystkie warstwy ubrań. Tobi skuczy biedaczek.
A przed nami mrok. Po co tam w ogóle iść?
Idziemy.
Coraz pełniejsza zima.
Na Hali Śmietanowej taka budka. Można w niej spać.
Pijemy na szybko herbatę i idziemy dalej, bo okropnie zimno.
Polica zdobyta. Nawet nie wiało mocno jak byliśmy na szczycie.
Na powrót wymyślam zielony szlak.
Jest bajkowo. Śniegu przybywa w oczach.
Nie na każdy pieniek można wyjść.
]
Powoli dzień się kończy.
Na koniec wymyślam zejście bezszlakowe po nieprzetartym.
Jest super - można sobie pobrodzić w świeżym śniegu.
Drobne problemy po drodze. Ukochana rzuciła się na przeszkodę z okrzykiem "achoj przygodo!"
Nawet wodospad odwiedziliśmy
Tobi wykończony. Podczas odśnieżania auta wykopał sobie jamkę i poszedł spać.
Sezon zimowy uważam za otwarty. Teraz jeszcze czekam na słoneczko
Prognozy pogody są nie do ogarnięcia ostatnio. Okno pogodowe na środę pojawiło się nagle
Po ciągłych opadach śniegu we wtorek dojazd na letnich do Sopotni Małej był przeżyciem samym w sobie Na miejscu wschód słońca, za mgłą... dawało to nadzieję, na niezłą pogodę
Ruszam nieprzetartym niebieskim szlakiem w kierunku Romanki. Jest pięknie
Widok na Beskid Ślaski.
Jest więcej śniegu niż w niedzielę i słoneczko.
Im wyżej tym bardziej bajkowo.
Podejście pod Kotarnicę. Tu zacząłem żałować, że zdecydowałem się na wycieczkę z buta, a nie w rakietach. Szło się już dość ciężko, a do celu daleko i należałoby się spodziewać, że będzie coraz gorzej. Liczyłem na przetarty szlak z Sopotni Wielkiej,
Nie był przetarty, ale okazało się, że z góry schodzi człowiek. Również szedł z buta. Wymieniliśmy 2 zdania. Przeprosił mnie, że nie będę już szedł "dziewiczym szlakiem", ale powiedziałem mu, że nic nie szkodzi, już mnie to trochę męczyło
Pilsko.
Lekko przedeptanym szlakiem szło się dużo lepiej, wiedziałem już, że dojdę
Piękna zima
Babia Góra.
Już prawie Romanka.
A to zejście z Romanki niebieskim szlakiem. Znowu "dziewiczy", ale w dół można takim iść.
Bajkowość osiągnęła apogeum.
Zejście było bardzo wolne ze względu na zdjęcia. Delektowałem się. Okazało się, że dzień się powoli kończy...
Powrót do Sopotni miał być tym grzbietem z pierwszego planu. Spoty kawałek.
Póki co nie przejmowałem się tym wcale. Spektakl zachodu czas zacząć.
Romanka - tam byłem.
Dalej było mniej ciekawie, ale tak to jest, jak się nie zapyta na FB, kiedy robi się ciemno
Czołówki nie użyłem, księżyc bardzo jasno przyświecał cały czas.
Wycieczka zajęła prawie 12 godzin. W zasadzie bez zatrzymywania się, bo mrozy trzaskające. Po 3 minutach postoju już zaczynało być niekomfortowo. Ale super było
Zdjęcia mega, jak z pełni zimy
Weekend z rekordowymi opadami śniegu. Poniedziałek okno pogodowe
Wycieczka mała, w nieznane tereny. Zaczynamy w Suchej Beskidzkiej.
Idziemy niebieskim szlakiem na Mioduszynę. Wschodzące słońce przełamuje mgły i oświetla zaśnieżony las w ciekawy sposób. Jest bardzo mroźny poranek.
Platforma widokowa z zakazem wprowadzania psów.
Stary drewniany wypasiony dom w przysiółku Makowski Dział.
Idziemy na Mioduszynę. Mimo niewielkiej wysokości, zima jak marzenie
Na szczycie fajna wiatka. Bardzo dobrze zagospodarowana.
Niestety trochę zdewastowana napisami
Idziemy dalej. Ostre słońce rozproszone lekką mgiełką daje ciekawe efekty.
Po drodze sporo otwartych miejsc, z zabudowaniami.
Temperatura wzrasta i robi się bardzo przyjemnie.
Jest i nasz drugi cel - Makowska Góra.
Kolejne otwarte przestrzenie.
Po prawej Mioduszyna - tam byliśmy.
Atakujemy Makowską Górę. Jest dziewicza!
Tobi przodem.
Ukochana zakłada obóz.
A ja szukam wierzchołka. Jest to trudne.
Następnie rozpoczynamy powrót.
Dzień jest krótki.
Ale bezproblemowo wracamy do auta.
Taka to była wycieczka
W piątek była możliwość okna pogodowego. Niestety w pracy zostałem wytypowany do pilnowania roboty, podczas kiedy część zespołu wyjechała bawić się do Wawy na wielką służbową wigilię. Ostatecznie przekonałem Szefa, że zajrzę w piątek o 4 rano, czy wszystko gra i jak będzie OK, to znikam.
Jadę do Brennej, parkuję przy kościele i od razu ruszam ka krechę przez krzaki i śniegi. Akurat wschodzi słońce.
Prognozy okna pogodowego były bardzo zmienne, na niektórych portalach np. na meteo.pl wcale nie wyglądało to dobrze i chmur miało być sporo, szczególnie na początku dnia. Jak widać wciąż przewidzenie pogody na dzień następny jest trudne.
Krzyż Zakochanych.
Wychodzę bezszlakowo. Sporo otwartych przestrzeni. Widok na Równicę.
Tobi znalazł sobie nowy dom
Idzie się różnie. W śladach skutera doskonale, ale jak przyjdzie wejść w dziewiczy śnieg, to nawet w rakietach jest bardzo ciężko.
Zdobywanie pieńków również jest nardzo ciężkie.
Na Błatniej pojawiło się krzesełko do zdjęć.
Dalej wędrujemy szlakowo i jest już lekko i przyjemnie. Widok na Stołów.
Zima zrobiła się bajkowa.
Na Trzech Kopcach okazało się, że są również dalekie widoki.
Tatry i Pilsko.
Zimowe apogeum na Klimczoku.
Amatorzy widoków.
W miejsce dawnej chatki powstała teraz taka wiatka.
Magura.
Zachód z chmurkami. Szczególnie fajnie wyglądały niskie chmury napływające w oczach od zachodu.
Stacja narciarska na Beskidzie.
Znowu zaskoczyły mnie ciemności. Najwyraźniej brak Ukochanej na wycieczce sprawia, że mam problem z kontrolowaniem pory dnia
Ostatnio edytowany przez sprocket73 (2023-12-09 14:06:49)
Nietypowa atrakcja niedzielna - wydarzenie "Dreptaj z Psem" w okolicy Ogrodzieńca.
Dreptanie polega na chodzeniu po lesie z psem na smyczy. Tobi był oczywiście luzem, ale zaraz na początku dostał ostre pouczenie i skończyła się wolność.
Tobi spotyka znajomego - Figielek z klubu Zdobywcy
Chociaż na chwilę go nielegalnie spuszczałem, żeby coś porobił ciekawego
Podczas dreptania można było spotkać konie i quady, więc coś się działo.
Ludzi była cała masa, chyba ze 100 luda i z 50 psa.
Na koniec były pokazy psich zaprzęgów.
Pst zaprzęgowe były mocno podekscytowane, albo głodne. Robiły sporo hałasu.
Gościu poopowiadał o saniach zaprzęgowych.
A potem pojechali.
Robiło to wrażenie, nie powiem.
Jeden zaprzęg składał się z 10 psów. Były młode i strasznie napalone. Podczas zapinania prawie się pogryzły ze sobą. Kilku ludzi próbowało je ogarnąć. Hałas był przy tym ogromny.
Ale jak ruszyły, to jak struś pędziwiatr.
Potem było jeszcze ognisko z kiełbaskami, ale myśmy sobie poszli na mały spacer.
Ukochana się poopalała.
Tobi poćwiczył na placu zabaw.
I to by było na tyle
Super !
Kolejne okno pogodowe i ostatni dzień urlopu w tym roku!
Cel - Babia Góra. Podobno to nudna góra, ale ja często mam na niej jakieś atrakcje
O 7 meldujemy się w Slanej Vodzie i robimy obowiązkową fotkę na ławeczce. Oprócz nas na parkingu jedno auto.
Witają nas mieszkańcy Babiej Góry.
Wyruszamy. Jest lekki mrozik. Śnieg wytopiony, brudny jak na wiosnę.
Na Babiej widać amatorów wschodu słońca.
Wkrótce my też mamy wschód.
Momentalnie robi się ciepło. Ruszamy w górę.
Szlak na Babią początkowo jest dość nudny. Idzie się stromo przez las. Wkrótce pojawiają się widoki. Pilsko.
Chocz.
Mała Fatra.
Magura Orawska, za nią Prosieczne i Niżne Tatry.
Idziemy dalej. Pora odpocząć. Tobi nie odpoczywa.
Po wyjściu na dach mina zadowolona.
Nabieramy wysokości, a za plecami wciąż cudne widoki.
Szlak jest przedeptany. Wąska ścieżka, ale idzie się dobrze.
Wyżej pojawiają się w końcu drzewa oblepione trochę śniegiem.
Zaczyna wiać. Najpierw delikatnie, ale postanawiamy przygotować się w ostatniej chatce na większe podmuchy.
Taka kolekcja obrazów w środku. Można pomodlić się w intencji udanego szczytowania.
Powyżej chatki, gdzieś na wysokości 1650 metrów, uderza w nas wiatr, choć na prognozach go nie było.
Ukochana zakazuje robić zdjęcia jak walczy z wiatrem, więc idę sobie powoli w górę i robię widoczki.
Dochodzę na szczyt. Wieje konkretnie. Ukochana daleko w tyle. Najpierw myślałem, że unika zdjęć i chce być daleko za mną. Potem zacząłem podejrzewać, że ma jakieś kryzysy.
Wiatr jest porywisty i porywa Tobiego. Czasem go przesuwa o parę metrów. Nie ma mowy o zapozowaniu na słupku, albo na murku.
Zaczynam się wychładzać i niecierpliwić. Gdzie Ukochana? Zerkam w jej stronę, niby idzie, niby jest blisko, a jakby stała w miejscu. Walczy.
Próbuję cokolwiek sfotografować. Wiatr mną miota. Jedynie przy samym murku można zaznać chwili spokoju. Siedzę chwilę, a potem znowu patrze gdzie Ukochana. Nie ma jej. Czyżby się wróciła? A może ją zwiało? Ruszam więc z akcją ratowniczą.
Jest, znalazła się. Leży pod ołtarzem papieskim i ma problemy z oddychaniem, z powodu zbyt silnego wiatru. Biorę ją pod rękę i jakoś próbujemy dostać się pod murek, gdzie można chwilę odpocząć i nabrać sił. Prawdę mówiąc przez chwilę myślałem, że już odejdzie z tego świata spełniając moje marzenie o śmierci w górach, ale szybko jej się poprawiło
Następnie schodzimy niżej, ale już trzymając się razem w nadziei, że jakimś cudem wiatr będzie mniejszy. I tak jest. Dosłownie kilkadziesiąt metrów obniżenia wysokości i warunki są zupełnie inne. Wracają humory.
Tobi znalazł patyka i aportuje na Babiej
Lodowa pustynia. Warunki idealne na raczki.
Schodzimy na przełęcz.
A na przełęczy powietrze stoi w miejscu, nie ma najmniejszego podmuchu.
Idziemy na Małą Babią.
A nad Babią pojawiła się Gwiazda Śmierci.
Ścieżka na Małą Babią wije się miedzy kosówką jak wąż. Widać, że ktoś tu bardzo walczył i zapadał się co krok. Pięknie jest, ale mam obawy czy zejście z Małej na słowacką stronę będzie przetarte.
Na szczęście jest. Nie jakoś mocno, ale widać ślad. Jesteśmy uratowani.
Jeszcze rzut okiem na Taterki.
I schodzimy w las. Gdzie śnieg jest już mokry i zapadający się.
Tobi ćwiczy do samego końca. Ciężko wskoczyć na pieniek zimą, nie ma się jak wybić. Sytuacja wygląda kiepawo, ale jakimś cudem z tej pozycji zdołał się podciągnąć na górę.
Wycieczka była dość ciężka, ale daliśmy radę
Wczoraj spontanicznie wybrałem się na Łyskę koło Żywca, gdzie mnie jeszcze nie było.
Wróciła jesień i jesienne kolorki
Wycieczkę zaczynam przy niesamowitym kolejarskim krzyżu. Zrobiony z szyn i śrub do przykręcania drewnianych podkładów kolejowych. Widzicie rękę Boga?
Piękna to i widokowa góra
Wiał orkan, ale słabo. Nie porywał Tobiego.
Kapliczka jak z gry o tron.
Kolejna kapliczka.
Cóż za piękny detal.
Szczytujemy!
Kawałek dalej słońce i widoczek na Romankę i Pilsko.
Nowy drewniany dom w Rychwałdku.
Wygląda na prawdziwy, a nie drewnopodobny
Beskid Mały i potężna Jaworzyna.
Widok na Pasmo Pewelskie z Barutki.
A to najlepszy widok. Grojec! A na szczycie Grojca idealnie wkomponowany krzyż na Matysce, a to wszystko pod Baranią Górą.
Na powrocie Babia Góra - niezdobyta przez Adriana.
Jesienne kolorki na koniec.
Taka to była 67 wycieczka w tym roku.
Super Gratuluje i jednocześnie zazdraszam tylu wyjść. Musisz dołożyć jeszcze ze trzy w tym roku, tak do równego rachunku .
Po świętach brzuch jak balon, czułem potrzebę połażenia nawet przy średniej pogodzie. Prognozy były na 3 godziny słońca, więc nawet nie tak najgorzej Postanowiłem się powłóczyć po częściowo nieznanej okolicy.
Zaczynam w Świnnej. Na wprost Grojec oświetlany wschodzącym słońcem. Widać wielką dziurę w chmurach, czekam aż do mnie przyjdzie
Wkrótce jest słońce. Świeciło mniej więcej 3 sekundy. Jak się później okazało, to było wszystko na ten dzień
Nade mną zawisła lokalna chmura. Było widać jak wiatr ją przewiewa. Wyglądało, że za parę minut będzie świeciło, jednak w miejsce przewianych chmur w oczach powstawały nowe. Małe obłoczki pęczniały i zlewały się w wielka chmurę. I tak cały dzień. Czasem takie zjawisko widać w wysokich górach. W Beskidach niespotykane.
W pierwszej połowie dnia słońce królowało w Śląskim, a nieprzerwanie oświetlało Kotlinę Żywiecką.
A ja chodziłem po trawiastych pagórkach cały czas w cieniu. Natomiast okolica bardzo mi się spodobała. Obiecałem sobie, ze wrócę tu na wiosnę, jak jaki będą zielone, a drzewa białe od kwiatów.
Zaatakowały mnie bestie. To chyba Ci słynni mieszkańcy Zabłocia, o których wspomina czasem Dobromił.
Na Skrzycznem świeci. Na pierwszym planie Grojec.
Idę na Jastrzębicę bezszlakowo. Piękne błotko i w zasadzie nie do ominięcia.
Ukochana pytała się mnie potem co robiłem tego dnia patrząc na spodnie.
Romanka.
Na Jastrzębicy podziwiałem Beskid Mały cały w słońcu. Hrobacza Łąka i Zasolnica.
Żywiec z Magurką Wilkowicką.
Bielsko Biała.
A ja mam błotko i jesienne kolorki.
Kapliczka na Kiczorze. Jest też nowy krzyż.
Kotlina Żywiecka o zmroku.
Wbrew pogodzie i warunkom z wycieczki jestem bardzo zadowolony
Rok 2024 czas zacząć.
Na początek reset zimy i wycieczka bez widoków, ale za to z klimatem Zaczynamy w Koszarawie, idziemy radośnie, na przełaj, brodząc w świeżym śniegu. Delektując się powracającą zimą z lekkim mrozem.
Niesamowite, ktoś zbudował domek na drzewie dla piesków.
Idziemy na Lachów Groń, pojawia się klimat. Mroczna zamglona zima.
Lachów Groń.
O ile niżej był lekki mróz, tutaj weszliśmy w inną masę powietrza. Arktyczne mrozy, przeszywające do kości. Pierwszy raz w tym sezonie ubrałem kurtkę i szedłem w niej, aż do samego końca.
W taką pogodą z psem - nieodpowiedzialni ludzie.
Ciekawe zjawisko, mimo mrozów kałuże. Jeszcze wczoraj temperatury były mocno dodatnie. Ziemia nagrzana.
Trzeba być bardzo czujnym
Jest ogólnie ciężko
Tobi też ma ciężko. Mokre łapki zamarzają, a trzeba jeszcze atakować pochyłe pieńki.
Cały czas pamietam o jesiennych kolorkach dla Dobromiła.
Czerniawa Sucha.
Znowu wychodzimy na ponad 1000 metrów i znowu to arktyczne wilgotne powietrze. Brr...
Zaczynamy zdobywać Jałowiec.
Na szczycie Tobi nawiązuje znajomość z czarną suczką Nuri. A my nawiązujemy znajomość z jej opiekunami. Bardzo mili ludzie. Jakoś spontanicznie zaczynamy dzielić się herbatą i ciasteczkami, oni rewanżują się świeżo parzoną kawą czekoladową i rurkami z kremem. Już myślałem ze zaraz pojawi się flacha
Pora ruszać w drogę powrotną. Robi się jakoś ciemniej i zimniej. Arktyczne powietrze opada coraz niżej. Niebieskim szlakiem schodzimy na przełęcz Cichą.
A potem bezszlakowo zaliczamy zupełnie nowy dla nas grzbiet Kobylej Głowy i Czarnej Góry.
Na koniec fajnym skrótem schodzimy wprost do auta w Koszarawie.
Pierwsza wycieczka roku zaliczona - sympatycznie było
Pilsko z Sopotni. Dojazd się dłużył, bo na drogach lód i niektórzy jechali 30 km/h, a ciężko było wyprzedzić, bo lód Zaczęliśmy więc od pół godzinnej obsuwy. W trzaskających mrozach wyszliśmy żółtym szlakiem na Przełęcz Przysłopy i tam spotkaliśmy słońce. Zrobiło się cieplutko.
Potem, klasyk, czyli Hala Uszczawne.
Widoczki na Babią.
Widoczki na Pilsko.
Hala Jodłowcowa.
Hala Miziowa.
Na Pilsko wychodziliśmy żółtym i to był błąd życiowy. Szlak nieprzetarty, zawiany, kluczyliśmy w terenie o nachyleniu nie do ogarnięcia.
Dla daliśmy radę i potem było już miło i przyjemnie.
Tam idziemy, w stronę słońca.
Na Pilsku meldujemy się dość późno i decyduję, że nie ma się już co pchać na Mechy. Lepiej będzie zrobić sobie pół-godzinny spacerek grzbietem w kierunku Tatr i bajkowego lasu. Taka sielanka.
Tobi odkrywa w sobie Lodowego Wojownika.
Zdobywanie chochołów idzie mu całkiem sprawnie.
Schodzenie również.
Bajkowy las coraz bliżej.
Tatry jak na wyciągnięcie ręki.
Jesteśmy w lesie.
Okazało się, że okoliczności przyrody sprawiły, że utraciliśmy poczucie czasu. Minęła godzina, a my byliśmy w najdalszym punkcie od Pilska. Powrót nie dość, że pod górę, to jeszcze to niskie słońce... nie dało się iść szybko
Tak więc na Pilsku z powrotem byliśmy po 2 godzinach, zamiast po 30 minutach
Jeszcze fanki ustawiały się w kolejce, żeby sobie zrobić zdjęcie z Tobim.
Tatry podkolorowane zachodem też opóźniały.
No nie dało się opuścić Pilska.
Kiedy już mieliśmy pędem schodzić w dół, to startował narciarz na parolotni.
Skończyło się na tym, że na Hali Jodłowcowej zakończył się dzień różową Babią.
A potem powrót zielonym szlakiem do Sopotni.
Jeszcze zrobiłem skrót na koniec i wylądowaliśmy po ciemku w chaszczach O dziwo Ukochana nie była o to zła, tak jej się podobało na Pilsku!
Dzisiaj choć nie było cud pogody, to miałem ochotę na małą wycieczkę.
Beskid Mały, Łysina z Łękawicy.
W dole przyjemna zima z małą ilością śniegu.
Na górze przyjemna zima z małą ilością śniegu.
Na Łysinie prywatna wieża widokowa. Całkiem ładna.
Pełno domków do wynajęcia.
Mgła.
Skały Zamczysko.
Z Jaskini Lodowej bucha gorące powietrze.
Ciekawe oblodzenia w różnych kolorach.
Powrót bezszlakowo przez Paprotnię.
Następne polami, przez małe pagórki.
W podsumowaniu pisałem, że ciągnie mnie w góry. Jak widać nie kłamałem
Super rozpoczęty rok sprocket73 Nie mogłam się napatrzyć na te mega zdjęcia z wycieczki na Pilsko, coś wspaniałego!
Trafiło się weekendowe okno pogodowe. Niestety dla mnie dostępna była tylko sobota, bo na niedzielę miałem już plany niegórskie. Ukochana dała mi wolną rękę, bo trochę chora. Postanowiłem pojechać na Babią, bo w tym roku jeszcze nie byłem
Start z Zawoi Czatoży. Najpierw czarnym szlakiem, a potem bezszlakowo skrót wzdłuż granicy BPN. Fajny skrót, tyle że z powodu warunków śniegowych zajął więcej czasu. Ale problemy dopiero miały nadejść. Podejście na Małą Babią zwykle się dłuży, a teraz doszedł problem z zapadającym się śniegiem. Niby były jakieś ślady, ale tylko ludzi schodzących, robili długie kroki i ciężko było się wpasować. Natomiast na normalnym śniegu po przeniesieniu całego ciężaru ciała, wpadało się głęboko - masakra.
Wciąż pocieszałem się, że im wyżej tym będzie lepiej i faktycznie zrobiło się fajnie, ale dopiero pod sam koniec.
Widoczek na Pilsko.
Tobi już szczytuje na Małej Babiej.
A potem Przyszła chmura i gęste mleko. Widoczność spadła drastycznie. Nie było tego w prognozach. Najpierw liczyłem, że za moment to przewieje, ale warunki wciąż się pogarszały.
Zszedłem na Bronę i zacząłem wychodzić na Babią. Cały czas w mleku. Do tego wiał wiatr, było zimno i wilgotno. Straszne warunki. Tobi nie był zadowolony.
Pokrywał się biedaczek lodem i bardzo cierpiał.
Pytałem schodzących ludzi jak sytuacja na szczycie, ale twierdzili, że nic nie widać, wieje jak diabli i zimno. Optymistycznie liczyłem, że jednak będzie lepiej i faktycznie będąc wyżej miałem wrażenie, że jakby się przejaśniało.
Po chwili miałem już pewność, że się poprawia.
Na szczycie kupa ludzi. Wieje, ale nie tak jak ostatnio. Można stać.
Można nawet wskakiwać na słupki. Choć niełatwa to sztuka.
Tutaj widać jak wiatr próbuje złamać Tobiemu kark.
A tu widać jak Tobi opracował opływową sylwetkę i daje radę utrzymać się na słupku dłuższy czas. Oczywiście cały czas bardzo cierpiał, ale nikt nie stanął w jego obronie.
Ktoś musiał powiadomić służby, to przyleciał śmigłowiec i kołował nad szczytem. Postanowielm uciekać na Słowację.
Niżej wiatr znacznie osłabł. Zrobiło się cieplej. Można było pozwiedzać lodowe zakątki.
Oraz nacieszyć oczy widokiem na Tatry.
Własnie dla tych lodowych rzeźb wybrałem dzisiaj Babią. Moje oczekiwania zostały w pełni zaspokojone.
Szlak po stronie słowackiej idzie jakoś inaczej niż ostatnio. Można powiedzieć, że na azymut, ani to wariant letni, ani zimowy. Tak jak się ludziom wydeptało.
Doszedłem do tej większej niższej chatki.
Następnie postanowiłem wrócić na Babią oficjalnym wariantem zimowym.
Fajny to był odcinek, bo praktycznie nikogo w zasięgu wzroku.
W pewnym momencie zobaczyłem szczyt Babiej z dziwnej, nie znanej dotąd perspektywy.
Oraz tyczki szlaku granicznego.
Jestem z powrotem po naszej stronie
Warunki inne niż podczas podejścia. Nie poznaję okolicy
Schodzę na Bronę podziwiając Małą Babią.
Potem znów do góry.
Końcówka dnia, pięknie jest!
Schodzę z Małej Babiej w towarzystwie zachodzącego słońca.
Ze względu na warunki śniegowe idzie się fatalnie. Niewiele się zmieniło od rana. Zachód mam gdzieś tak w połowie zejścia, a w planie maximum było podziwiać go z Kolistego Gronia.
O dziwo postanowiłem zrealizować plan maximum. Księżyc jasno świecił, można było iść bez czołówki. Doszedłem na Kolisty Groń, ale było już po zachodzie. Za to miałem piękny widok na Babią i rozgwieżdżone niebo.
Do auta wróciłem po 13 godzinach chodzenia, będąc w pełni nasyconym górami
Strony Poprzednia 1 … 29 30 31 32 33 34 35 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
[ Wygenerowano w 0.052 sekund, wykonano 10 zapytań ]