Temat: Z Kalwarii do Jaroszowic
O tej wycieczce wspominała Jola podczas naszej wcześniejszej wędrówki z Jamnika do Przełęczy Biadaszowskiej. I tym razem trasa była skrócona niż było to w planie.
Wczoraj wraz z Jolą udaliśmy się interpalmem do Kalwarii Zebrzydowskiej. W autobusie udało nam się nagrzać na krótki czas, jednak przenikliwy ziąb szybko nas wychłodził. Z dworca PKS w Kalwarii ruszyliśmy zielonym szlakiem na Żar. Na początek trochę asfaltu urozmaiconego zabytkowymi kapliczkami i kościołem, a podejście jak na niedzielny wypad rodziców z dzieciakami. Nie było mowy o rozgrzaniu się przy tak chłodnym wietrze i słabym podejściu. Po wejściu w las asfalt się skończył i szlak był już ziemny. Kapliczki ciągły się aż pierwsze wzniesienia. Na ostatnim wzniesieniu Żaru będącym najwyższym punktem 527 m znajdowały niewielkie już pozostałości ruin zamku. Tutaj łączył się szlak zielony z czarnym. W pobliżu ruin zamku natrafiliśmy na stanowisko języcznika zwyczajnego w średnich ilościach, w wyniku mrozu mocno skotniałego, a niektóre okazy zagnieździły się na samych ruinach zamkowych. I tu były najdorodniejsze Po krótkim czasie ruszyliśmy czarnym szlakiem w stronę Jaroszowickiej Góry, bowiem chcieliśmy zmieścić się w czasie bo na samym szczycie Jaroszowickiej Górym mieliśmy się spotkać z Neną i Staszkiem. Po zejściu z Żaru znów asfalt. Po drodze znajdowało się kilka domostw i starych chałp. Tuż przed drewnianym mostkiem Jola wpadła w poślizg. Tego lodu pod nogami to bieda sam miałbym zauważyć Jeszcze nigdy tędy nie szedłem, a przy tym mrozie ciężko się skupić. Podchodząc pod górę nagle zgubiliśmy szlak, a Joli powoli zaczęła siadać komórka (chyba to nie w wyniku mrozu )
Na szczęście zorientowaliśmy się porę i wróciliśmy na właściwy tor. No asfaltu nie było tylko przynudnawe pola, chaszcze a poźniej to tylko był asfalt i to przez duże "A" urozmaicony jakąś hodowlą daniela, domostwami i kościelną melodyjką. Widoki to były kiepściutkie a mrozu dawał się we znaki No i wreszcie upragnione podejście na Jaroszowicką Górę bez asfaltu, wśród lasów i bez wiatru Sms do Neny będziemy do pół godziny na szczycie i mniej więcej w tyle my się wyrobili. A później było tylko lepiej. Na szczycie przywitali nas ciepłym ogniskiem Nena i Staszek którzy przyszli żółtym szlakiem z Jaroszowic kościół. Upiekliśmy kilka kiełbas i ruszyliśmy na poszukiwania jaskinii pod Jaroszowicką Górą. Zejście urozmaicone było siwizną bukową. Na polanie Gołędiówka dobry był widok na zaporę w Świnnej Porębę, Magurkę Ponikiewską, Kamień, Żar no i na pewien kontrowersyjny szczyt . Gdy schodziliśmy do doliny Skawy to od wtedy zaczęła się spora dawka wrażeń. Robiło się coraz bardziej ciemno, a chciałem jak najszybciej odnaleźć jaskinie. Tuż nad doliną Skawy zejście było strome jak niczym w Tatrach Teraz trzeba było odnaleźć skały wspinaczkowe. Natrafiliśmy na nie po kilkuset metrach. Teraz szybko chciałem odnaleźć jaskinie, no i je znalazłem (a raczej to co po nich pozostało). Kondycja mnie nie zawodziła. Jaskinia składała się z dwóch otworów który jeden niższy został całkowicie zasypany ziemią. Jeszcze pamiętam jak kilka lat temu wchodziłem do niego na 20 metrów wgłąd Jaskinia znajdowała się w trudno dostępnym miejscu i nie było się czym zachwycać. Jakiś nieszczególny otwór w ziemi Sztaszkowi i Nenie udało się tam wdrapać Robiło się coraz bardziej ciemno, a chciałem poprowadzić jak najkrótszą drogą do Jaroszowic. Na początku przejście okey. Jakiś ścieżka wyjechana przez quady, jakieś domostwo. A później to tylko bajora, kolczaste chaszcze i strome zbocze przez które dość sprawnie poprowadziłem A później w zupełnych ciemnościach ukazał mi się skrzyp olbrzymi, same łany. Wrażeń było co nie miara i coraz bliżej światła świadczące o bytności ludzi. No i wreszcie wyszliśmy na drogę. W trakcie pokonywania chaszczy obtargała mi się nogawka a ze spodni zrobiły mi się japonki. Na szczęście Staszek ciachnął mi nogawę i było po kłopocie Buty mieliśmy nieźle wyciorane. Obmyliśmy je w Skawie. Buty musieliśmy mieć czyste bo trzeba iść do kościoła a Staszek nie toleruje brudu w aucie. I tak w dobrych nastrojach podjechaliśmy do Andrychowa
Jak sobie przypomnę te nasze wczorajsze wrażenia to do teraz się śmieje
Ostatnio edytowany przez Dariusz Tlałka (2014-12-01 19:33:15)